Publius Vergilius Maro

Wiersz Krzysztofa Kamila Baczyńskiego: Publius Vergilius Maro

Sielanka pierwsza
Meliboeus
Ty, Tityrusie, wśród cienia, pod buków gęstym sklepieniem,
za muzy leśnej podszeptem piosenki snułeś szczęśliwy.
Nas wiedzie żalu gościniec, wygnańców z ojczystej niwy,
z pól tchnących tęskną słodyczą. Ty, Tityrusie, marzeniem
oplatasz lasy, by brzmiały Amaryllidy imieniem.
Tityrus
O, Meliboeusie, to w nas bóg śpiewa pieśń, kiedy pragnie.
On bowiem bogiem jest moim i jego kwietne ołtarze
krwią ciepłą skrapla w ofierze trzód naszych łagodne jagnię.
On zwolil, by woły moje w lipcowym pasły się skwarze,
bym ja na polnej piszczałce snuł wolne piosnki mych marzeń.
Meliboeus
Nie zazdrość, o Tityrusie, lecz podziw słowa me składa,
gdy zewsząd troski nade mną jak chmury zwisły ogromne.
Tę oto kózkę, co widzisz, pędzę na pole sąsiada.
Tu pośród gęstych zarośli bliźnięta, nadzieję stada,
powiła martwe. Mój Boże! Nieszczęście owo, jak pomnę –
o czasie przeczuć dręczących! o czasie wróżby ponurej! –
wieścił nam gędźbą bezlismą dąb porażony piorunem.
Niech Bóg nasz, o Tityrusie, łagodną twarz zwróci ku nam.
Tityrus
Daleko w niebo surowe Rzym wznosi warowne mury.
Przyrównywałem go, ciemny, miasteczku naszemu, gdzie owies
kwitnie zielony, gdzie pasterz puszystą wełnę swych owiec
znosi wieczorem pachnącym w zagrody od zmierzchu liliowe.
Szczenięta są sukom podobne, a matkom koźlęta łagodne.
Lecz owo miasto nad inne tak wzniosło dumną swą głowę,
jak ponad giętkie kaliny pną się cyprysy dorodne.
Meliboeus
Jaką przyczyną naglony Rzym chciałeś ujrzeć, Tityrze?
Tityrus
To wolność późna jak słońce u schyłku dnia pochmurnego,
gdy czas powolny, lecz pewny, coraz srebrzysty włos strzyże
i tka na skroni zmęczonej niteczki bielsze od śniegu.
To wolność późna, lecz jasna, jak szczęsna córka nadziei,
od kiedy Amaryllida jak światło w sercu mym gości,
jak serce serca mojego. Rzuciłem dom Galatei,
gdzie wiatrów skrzydła rozbite nie niosły wiewu wolności.
W zagrodzie owej najtłustszem sery wyciskał, a za to
miasto niewdzięczne i obce skąpą darzyło zapłatą.
Meliboeus
O, Amaryllis, gdy bogów przyzywał glos twój żałosny,
wiem już, na kogo czekał tak długo sad twój dojrzały.
Lecz Tityrusa nie było, chociaż wołały go sosny,
chociaż strumienie przeczyste szumnym go głosem wzywały.
Tityrus
Cóż czynić mogłem? Gdy sercu ciążyła długa niewola,
czyż mogłem, ciemny, odgadnąć obecność bogów tak bliską?
Tam boski młodzieniec się zjawił i szedł wolniutko przez pola.
Co roku przez dni dwanaście sławi go święte ognisko.
Tam po raz pierwszy, pamiętam, dał proszącemu odpowiedź:
„Paś, chłopcze, woły, jak przedtem; na łąki owce swe powiedź”.
Meliboeus
O starcze szczęśliwy, wiatr słodki, co piosnki składa w dąbrowie,
pozdrowi listków szelestem twe wioski szczęściem kwitnące,
choć nagi kamień twych pastwisk otacza bagien sitowie!
Ni owcom twoim łagodnym na nowej błąkać się łące,
ni myślom twoim swobodnym wędrownej lękać się troski!
O starcze szczęśliwy, nad nurtem płynącej rzeki rodzimej
wśród świętych źródeł poszumu orzeźwi ciała cień boski.
Tutaj na zawsze zostaniesz, kędy żywopłot wierzbiny,
którego kwiatu kosztują sumienne hyblejskie pszczoły,
szmerem powolnym kołysząc, nim sen cię wtuli w swe głębie,
ku gwiazdom wzbije się nagim gałęzi przyśpiew wesoły,
nie zmilkną ani na chwilę w chrapliwym pieniu gołębie,
ni smętny jęk synogarlic, gdzie wiązów pyszne sklepienie.
Tityrus
Będą więc w modrych przestworzach pasły się lekkie jelenie,
morskie przypływy rybami obdarzą brzegi piaszczyste.
Przemierzy stopa wygnańców ziem naszych bujne przestrzenie,
tam, kędy wartka Arara toczy swe nurty przeczyste,
dopóki czas w naszym sercu nie zatrze rysów herosa.
Meliboeus
Nam w drogę! Szlakiem tułaczym z słodkiej ojczyzny wygnani,
Afryki piaskiem upalnym stopa poniesie nas boża
albo nas morze przybliży ku brzegom obcej Brytanii.
Czy ujrzę znowu po latach ziemie i miasta ojczyste
i dach mej chaty ubogiej, gdzie kępki płowej lśnią trawy?
Czy powróciwszy po latach odnajdę kłosy złociste,
gdy moją ziemię uprawną żołdak zagarnie plugawy?
Jak długo będzie tam stąpał złoczyńca stopą bezkarną,
najemnik chciwych wielmożów? Dla nich sialiśmy swe ziarno!
Przeszczepiaj grusze twe, starcze, spokojny o los twój i plony.
Pójdźcie, o kózki szczęśliwe, coście służyły mi wiernie.
Już nie zobaczę was więcej, śpiąc w łonie groty zielonej,
pod cierpkim wiatrem obczyzny, wśród skal kłujących jak ciemię.
Już nie zaśpiewam wam więcej ani pod moją opieką
skubać wam wierzb tęskną gorycz ni tłuste dawać wam mleko.
Tityrus
Przed drogą żmudną, bolesną, w mej chacie znajdziesz wytchnienie,
na miękkim łożu zielonym spożyjesz smaczną wieczerzę:
tam białość serów najtłustszych, kasztanów jędrnych rumieniec…
Oto już dymy kominów w modrym się wiją eterze
i coraz to dłuższe po łąkach gór stromych ścielą się cienie.
26-27-28.VIII.1940

Wróć do: Krzysztof Kamil Baczyński

Wiersze-Krzysztofa-Baczyńskiego
Wiersze-Krzysztofa-Baczyńskiego

Komentarze:

komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Welcome Back!

Login to your account below

Retrieve your password

Please enter your username or email address to reset your password.