Wiersz Mariana Hemara: Dziady – Marian Hemar
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
Cyrankiewicz na premierze
Palce gryzie, strach go bierze
Takie coś na polskiej scenie!
Czyje to niedopatrzenie?
Cenzor, widać, nie uważa,
Nie określił egzemplarza!
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
Pan Gomułka blady siedzi,
Z przerażeniem „Dziady” śledzi.
Dotąd jakoś ich nie czytał,
Teraz aż zębami zgrzytał.
Kliszko z irytacji sapał,
Ochab się za głowę łapał,
Moczar truchlał w pierwszym rzędzie.
Co to będzie, co to będzie?
Cały utwór jest wyraźnie
Nastawiony nieprzyjaźnie
Wobec naszych wschodnich braci,
Oraz całej Rosji-Maci.
Już podnosi się kurtyna,
Widowisko się zaczyna,
Stoi GUŚLARZ i GROMADA
I na cały głos powiada:
„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?”
I od razu śmiech na sali,
Wszyscy się rozchichotali.
Pierwszych dziesięć słów wieczoru,
Pierwszych dziesięć słów utworu,
Z pierwszej sceny i obrazu –
I chwyciło. I od razu
Ta satyra aktualna
Jaka celna i genialna!
Ta synteza, ta formułka –
W loży syknął pan Gomułka.
Co za geniusz ten Mickiewicz!
Z krzesła spadł pan Cyrankiewicz.
Dziesięć słów – od razu mknie pod
Strop teatru śmiechu trzepot.
„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?”
Świetny kawał. Pierwsze słowa
I wiadomo – o nas mowa.
I w dosadnej kwintesencji
Sekret polskiej egzystencji.
Czego chichotacie, młodzi?
Rozumiecie, o co chodzi.
Mówcie, komu czego braknie?
Kto z was pragnie, kto z was łaknie?
Kto tu słucha, kto tu siedzi,
Ma syntezę odpowiedzi:
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
Patrzcie, ach, patrzcie do góry,
Cóż tam pod sklepieniem świeci
W reflektorach – jakby szczury –
Jakby duchy – jakby dzieci?
„Do mamy lecim, do mamy,
Cóż to, mamo, nie znasz Józia?
Ja to Józio, ja ten samy!
Ta gruzińska u mnie buzia,
To ja, Józio, czarnobrewek,
A to mój – koleżka – Lewek –
Razem ze mną wciąż się błąka –
Lewek Trocki, proszę mamy –
Cóż to, nie chcesz znać Leonka?
My tak sobie z nim latamy!”
Dusze potępione obie,
Pomykajcie stąd w tej dobie!
W imię Ojca, Syna, Ducha,
Widzicie Pański krzyż?
Wy, sprawcy naszego ustroju,
Zostawcież nas w spokoju!
A kysz! A kysz!
Za Guślarzem sala cała
Szeptem w duchu powtarzała.
Teatr Narodowy słucha
Odpowiada z mroku – słysz:
W imię Ojca, Syna, Ducha,
Zostawcież nas w spokoju!
A kysz! A kysz!
A za oknem WIDMO – woła:
„Hej, kruki, puchacze, wrony,
O, wy przeklęte żarłoki,
Puśćcie mnie tu, do kościoła,
Puśćcie, mnie, choć na dwa kroki!”
Wszelki duch! Jakaż potwora!
Widzicie w oknie upiora?
Włos rozczochrany na czele,
Oczy jak węgle w popiele,
Łachman na nim skrwawiony.
Ledwie się zjawił, na sali
Wszyscy ludzie go poznali!
Ta twarz wstrętna, ten wzrok winny,
To Dzierżyński! Któżby inny?
Nie znałeś litości, panie,
I my nie znajmy litości!
Hej, sowy, puchacze, kruki,
Szarpajmy ciało na sztuki!
Niechaj nagie świecą kości!
Musisz się dręczyć, wiek wiekiem,
Sprawiedliwe zrządzenia boże!
Bo kto nie był ni razu człowiekiem,
Temu człowiek nic nie pomoże.
A potem – cisza głucha –
Cały Teatr w ciszy słucha:
Czy widzisz Pański krzyż?
W imię Ojca, Syna, Ducha
Bronisz nam jadła, napoju,
Zostawże nas w spokoju!
A kysz! A kysz!
Ziemi nam bronisz i nieba!
I wolności jak chleba!
Opamiętaj się! Słysz!
Dosyć twego podboju!
Zostawże nas w spokoju!
A kysz! A kysz!
Sala cała
całą ławą
Chichotała,
biła brawo.
Gdy ze sceny
grzmią te słowa,
Każdy wie
TO DO NICH MOWA!
Ale ONI –
z rzędów, z lóż – Chyłkiem – cichcem –
znikli już.
Potem mówił p. Gomułka
Do zaufanego kółka:
Ten Mickiewicz… wieszcz narodu…
Dużo zrobił nam zawodu!
Że on umarł, ja nie wiedział.
Gdyby żył, to już by siedział.
Nie ma wyjścia, nie ma rady
SKONFISKOWAĆ CAŁE „DZIADY”!!
1968
Zapraszam do działu: Marian Hemar