Zbigniew Kabata ps. Bobo urodził się 17 marca 1924 w Jeremiczach. Był uczonym, badaczem, pasożytologiem ale przedw szystkim podpułkownikiem WP w stanie spoczynku, porucznik Armii Krajowej, żołnierzem oddziału partyzanckiego Jędrusie.
Był wychowankiem Pierwszego Korpusu Kadetów Marszałka Józefa Piłsudskiego we Lwowie. Na początku wojny Losy wojny na Ziemi Sandomierskiej był redaktorem i kolporterem podziemnej prasy „Jędrusiów” – „Odwet”. Bohaterski partyzant tego Oddziału, dowódca plutonu w randze porucznika w 2 Pułku Piechoty Legionów AK, uczestnik brawurowych akcji dywersyjnych, m. in. rozbicia więzień w Opatowie i w Mielcu, potyczek i partyzanckich bitew. Poeta, autor w latach wojny wierszy i pieśni o „Jędrusiach”. W 1945 roku ścigany przez NKWD i UB dotarł do ll Korpusu WP we Włoszech. Ostatecznie osiadł w Szkocji, gdzie w latach 1951-1955 studiował biologię w Uniwersytecie w Aberdeen. Doktor filozofii, doktor nauk. Od 1967 roku kierownik zespołu naukowo-badawczego w Pacific Biological Station w Kanadzie. Światowej sławy uczony, laureat wielu międzynarodowych nagród i odznaczeń, także polskich. Za szczególny wkład wniesiony do światowej nauki odznaczony przez Kanadyjskie Towarzystwo Zoologiczne Wardle Medal
W latach wojennych był autorem pieśni i wierszy partyzanckich. Po wojnie pisał wspomnienia w prasie emigracyjnej (Dziennik Polski – Dziennik Żołnierza). Opowiadania dla radia BBC w języku angielskim. Wśród ponad 50 wierszy opowiadających głównie o bohaterskiej walce i składających hołd poległym żołnierzom Armii Krajowej.
W 1964 roku napisał wiersz „Armia Krajowa” będący nieoficjalnym hymnem środowisk żołnierzy AK.
Interpretacje muzyczne wierszy Zbigniewa Kabaty
Widowisko: Poezja Zbigniewa Kabaty – cz. 1. Reżyseria: Danuta Paszkowska.
Dom Katolicki Sandomierz, 6 czerwca 2012 r.
„Pokolenie Kolumbów” – muzyka i wykonanie: Tadeusz Woźniak
[accordion title=”Pokolenie Kolumbów – Tekst”]
Szkoły ojczyste nas wychowywały,
orły srebrzyste drogę wskazywały.
Z gwiazdami w oczach szliśmy, plemię młode,
w prześliczną Polskę, jak w wielką przygodę.
Legendą nas urzeczono żołnierską,
lilijką nas ozdobiono harcerską.
Rwały się serca w życie maszerować,
szukać, odkrywać, tworzyć i budować.
Aż nagle przyszłość w gruzy nam runęła
i do innego los nas wezwał dzieła.
Lata zawiodły dni krwawych różaniec
i poszliśmy – jak kamienie na szaniec.
Ginęliśmy bez skargi, bez wahania.
Naszym zwycięstwem – jeden dzień przetrwania,
naszą ostoją – ofiary idea,
natchnieniem naszym – wolności nadzieja.
Potem ucichła burza ponad światem,
pole porosło kłosem, łąka kwiatem.
Dla innych wolność i kłosy i kwiaty,
a nam przysądził los więzienne kraty,
bo nastał dla nas czas we włosienicy,
słońce widziane z zatęchłej piwnicy,
los trędowatych, bolesny i twardy,
mordercze lata, otchłanie pogardy.
Gdy orzeł wreszcie odzyskał koronę,
zastał już barki wiekiem pochylone
i siwe głowy. Gehenną przewlekłą
życie jak struga przez palce przeciekło.
Nie spełniły się sny nasze tęczowe
i nie staje już nam życia na nowe.
Ominęła nas ofiara bez ceny,
zejść nam trzeba – niedobitkom – ze sceny.
Więc zejdźmy dumnie, niechaj nasze wargi
nas nie poniżą nawet słowem skargi.
Nie nam zazdrościć nadchodzącej dobie,
prześliczną Polskę unosimy w sobie.
Więc zejdźmy godnie, nie szukajmy względów.
Do tych co padli doszlusujmy rzędów.
Zostanie po nas, jak otwarta rana,
karta historii naszą krwią pisana. [/accordion]
„Pieśń Odwetu” – Martyna Wilk, Izabela Paź
[accordion title=”Pieśń Odwetu – Tekst”] Głośno niech zabrzmi dziś „Odwetu” zew
Nad Ojczyzną skutą w niewoli,
Głośno dziś niech rozlegnie się nasz śpiew,
Niechaj plunie w twarz smutkowi naszej doli.
Podziemny i szary nasz trud
Ciężkim jarzmem barki nam gnie,
Wiara w zmartwychwstania Polski cud,
Żarem serc naszych tchnie.
Na warcie my, jak jeden mąż,
Jak psy wciąż ścigani i tropieni,
Lecz niezłomnie wierzymy wciąż,
Że przyjdzie czas!
A wtedy wszystko się odmieni!
Zabrzmi swobodny już „Odwetu” zew,
Matka Polska otworzy oczy
I popłynie obfitą strugą krew,
Którą hojną dłonią każdy z nas wytoczy.
Wtedy poprzez śmierć, ból i łzy,
Przez bomb huk, świst kul i ryk dział,
Pójdziemy ku Wolności — my,
Ścieląc jej drogę z ciał.
Ojczyzny najświętszy nam znak,
Poniesiem na ostrzach swych bagnetów
I w radosny wyruszy szlak,
Podziemna i ukryta dziś
Armia „Odwetu”! [/accordion]
Merytorycznie, logicznie – SCANDAL
[accordion title=”Merytorycznie, logicznie – Tekst”] Merytorycznie, logicznie,
Jak wszyscy potępiam wojny,
I gotów jestem publicznie,
żywot wychwalać spokojny.
Bolą mnie męki i zbrodnie,
Ogrom ludzkiego cierpienia,
Wiem, że bitewne pochodnie,
Żadnego nie zgaszą cienia.
Tylko jednego nie pojmę,
Dlaczego wpadam w pułapkę,
Jak tylko przypomnę wojnę,
I mundur i z orłem czapkę.
Gdzie się mój rozum podziewa,
Gdy w czas ten, dawnych salutów,
W pamięci mojej rozbrzmiewa,
Symfonia podkutych butów.
Merytorycznie, logicznie,
Jak wszyscy potępiam wojny,
I gotów jestem publicznie,
żywot wychwalać spokojny.
[/accordion]
Hymn „Jędrusiów” – Stefan Świerczek ps. „Lew”
[accordion title=”Hymn „Jędrusiów” – Tekst”] Kto życie ze śmiercią sprzęga,
Ten prawo ma gwizdać na ten świat.
Nam nie straszna germańska potęga,
A kula nam w czerepie wierny brat.
Naprzód! Naprzód wciąż dążymy
Do celu wrót!
I śmierci w pysk wprost patrzymy.
Naprzód! Naprzód! Naprzód!
Niech brzuchacze się pasą, a skąpcy biją trzos,
Dyplomata o sławie niech śni,
A my —
Pełnym brzuchom i trzosom śmiejemy się w głos,
Bo sława leży nam jak pies u drzwi.
My „bandyci Jędrusia” więc wszystko jedno nam,
Dolę przyjmiem czy dobrą, czy złą,
Choć na drodze nam stanie rogaty diabeł sam,
Śpiewamy zawsze naszą piosenkę tą.
Naprzód! Naprzód wciąż dążymy
Do celu wrót!
I śmierci w pysk wprost patrzymy.
Naprzód! Naprzód! Naprzód!
Niech brzuchacze się pasą, a skąpcy biją trzos… [/accordion]
Tak bardzo tego pragnę wykonanie internaty o nicku Moherowy Beret
[accordion title=”Tak bardzo tego pragnę – Tekst”]
Tak bardzo tego pragnę ażeby moje słowa,
ażeby wiersz choć jeden, ktoś w pamięci zachował
w dalekim moim Kraju, w moim Kraju dalekim
ażeby go powtórzył, kiedy zamknę powieki,
kiedy na zawsze zasnę w gościnnej obcej ziemi.
Tak bardzo tego pragnę, aby słowami mymi
ktoś do życia przywołał, choćby na okamgnienie,
w historię odchodzące wojenne pokolenie,
pokolenie Kolumbów, pokolenie bojowców,
za nawias wyrzucone pokolenie akowców.
Nie aby mnie, z nazwiska, ktoś w pamięci zachował,
chcę by mymi słowami wołał: ARMIO KRAJOWA!
Chcę aby z moich zgłosek pieśń wykrzesał jak diament,
tęczą w słońcu błyszczący nasz akowski testament.
Ale najbardziej chciałbym, aby mymi słowami
wyśpiewał chwalę tamtych, którzy nie mogą sami
krzywdy swojej dochodzić, których zmurszałe kości
nie zapłaty żądają tylko sprawiedliwości.
Chcę, by stalą hartowną moje słowa się stały
aby z serc skamieniałych ogień święty krzesały
I aby nikt nie wiedział, skąd te słowa przybyły
i aby drogi nie szukał do mej dalekiej mogiły.
Chcę, cóż z tego, wiem jednak: tak się nigdy nie stanie.
Chęci siły nie mają, chęci zawsze są tanie.
Oparem są porannym słabiutkie moje słowa.
Przewieją snem jesiennym i nikt ich nie przechowa.
A jednak – mimo wszystko – nie daję milknąć słowom
i wiążę je koślawą, kanciastą moją mową
I chociaż czuję oddech idącej Wielkiej Ciszy
wołania nie przestanę. Może mnie kto usłyszy. [/accordion]
Armia Krajowa – muzyka: Tadeusz Kaczyński
[accordion title=”Armia Krajowa – Tekst”]
Byłaś dla nas radością i dumą,
jak stal prężna, jak żywioł surowa,
ustom – pieśnią, sercu – krwawą łuną,
ARMIO KRAJOWA.
Zimny ogień, granat pod podłogą,
łańcuch co dzień spajany od nowa,
zbrojne kroki nocą leśną drogą,
ARMIA KRAJOWA.
W bohaterów prowadziłaś ślady
naród zwarty, jak grupa szturmowa,
aż spłynęłaś krwią na barykady,
ARMIO KRAJOWA.
Nie rabaty, nie barwy mundurów,
nie orderu wstęga purpurowa,
ale skowyt i krew spod pazurów,
ARMIA KRAJOWA.
Choć nagrodą było Ci wygnanie,
kula w plecy, cela betonowa,
co się stało – nigdy nie odstanie,
ARMIO KRAJOWA.
Odmówiono Ci sławy i życia,
ale symbol wyklęty i słowa
imię Twoje wciąż sławią z ukrycia,
ARMIO KRAJOWA.
Nas nie stanie, lecz Ty nie zaginiesz,
Pieśń Cię weźmie, legenda przechowa.
Wichrem chwały w historię popłyniesz,
ARMIO KRAJOWA.
Armia Krajowa – Zbigniew Kabata ps. Bobo
(Szkocja, Aberdeen 1964) [/accordion]
Groby Koślawe – Exsilium
„Mój kraj” – Uncle D & Marta Lis i Agnieszka Serwan
[accordion title=”Mój kraj – Tekst”]
Tekst oryginalnego wiersza:
Mój kraj miał granice swoje w sercach ludzi,
przemocą wykreślone z politycznej mapy.
Mój kraj, pod szponami bezlitosnej łapy
umierał, żył, walczył, zrywał się i trudził.
W moim kraju nie zawsze wystarczało chleba,
a w chlebaku nie zawsze starczało naboi.
W moim kraju nie liczył się ten co się boi,
tylko ten, który umrzeć potrafił jak trzeba.
W moim kraju najprostszą chadzało się drogą,
choć jej koniec uciekał poza mgłę przyszłości,
bo ideał kobiercem pod stopy się mościł
i dyktował pieśń ustom i sprężystość nogom.
Krocie lat przeleciały, ptaki na wyraju.
Obce drogi krok trudzą pod nieswoim niebem.
Gdzie cię szukać, mój kraju z twoim gorzkim chlebem,
mój niesforny, uparty, mój jedyny kraju?
Burze ścichły, opadła kurzawa zawiei.
Nowe zręby wzniesiono i nowe powały.
Nowe życie, w myśl nowej płynące uchwały,
szuka nowych sygnałów i nowych nadziei.
Są granice, są flagi, polityczne ciało.
Ale myśl, kornik-drukarz, po nocach mnie budzi:
Jak mi ciebie, odnaleźć znowu w sercach ludzi,
kraju, za który umrzeć tak łatwo bywało? [/accordion]
Wiersze Zbigniewa Kabaty
kliknij aby rozwinąć tekst…
[accordion title=”Do młodych”]
Piszę ten list do młodych
panienek i chłopaków
w imieniu pokolenia
wykończonych wapniaków,
w imieniu pokolenia
skapcaniałych ramoli,
które nic nie rozumie
tylko stale biadoli
i na dzisiaj narzeka
i na wczoraj spogląda,
co na karku mu wisi
niby garby wielbłąda,
które wciąż ma wam za złe,
które was krytykuje,
teraźniejszość odrzuca
i przeszłego żałuje.
Takie wasze jest zdanie,
tak na nich spoglądacie,
taką właśnie opinię
o tych wapniakach macie.
Lecz pamiętajcie mili,
że lata wartko płyną,
że dni waszej młodości
bezpowrotnie przeminą
zanim się obejrzycie.
Z osłupiałym zdumieniem
staniecie się następnym
wapniaków pokoleniem
i zaczniecie wstecz patrzeć.
I co tam zobaczycie?
Co godnego pamięci
pozostawi wam życie?
Ci z którychście szydzili
pamiętają dni krwawe
i ofiary i boje
i męczarnie i sławę,
dni w których każdy musiał
dokonywać wyboru
między dobrem prywatnym
i wymogiem honoru,
dni z których każdy dla nich
oczywisty miał związek
z pojęciami jak służba,
lojalność, obowiązek
i oddanie – do śmierci.
To wszystko pozostało
i dla waszych wapniaków
bezczasowym się stało.
Ciekawym, moi drodzy,
jakie wczoraj zostanie
po waszych dniach dzisiejszych,
gdy przeszłością się stanie?
Czy potraficie spojrzeć
z choć odrobiną dumy
na przeszłość, gdy was najdzie
w szarych chwilach zadumy?
Może wtedy ujrzycie
tych wczorajszych wapniaków,
te wczorajsze bojowe
panienki i chłopaków
w lustrze własnej przeszłości.
Przed oczyma wam stanie
dla was raczej ujemne
historyczne równanie,
gdy palcami was wytknie
następna młoda fala.
Zrozumiecie, za późno,
z perspektywy, z oddala,
że są sprawy ważniejsze
niż bilanse bankowe.
Może wtedy przed nami
Cicho schylicie głowę.
Nanaimo, B.C., Canada, 20 lutego 1999 [/accordion]
[accordion title=”Armio Krajowa”]
Rdzą nam dola na lufach osiadła
w krzywe patrzeć kazała zwierciadła,
wiodła szlakiem dobrym i złym.
Napełniliśmy groby koślawe,
a piosence oddaliśmy sławę,
po polach rozwłóczył ją dym.
Niepotrzebnym i nieuznawanym,
tym najbliższym i tym zapomnianym
mój ubogi ofiarują rym.
Byłaś dla nas radością i dumą,
jak stal prężna, jak żywioł surowa,
ustom – pieśnią, sercu – krwawą łuną,
Armio Krajowa.
Zimny ogień, granat pod podłogę,
łańcuch co dzień spajany od nowa,
zbrojne kroki nocą leśną drogą,
Armio Krajowa.
W bohaterów prowadziłaś ślady
naród zwarty jak grupa szturmowa,
aż spłynęłaś krwią na barykady,
Armio Krajowa.
Nie rabaty, nie barwy mundurów,
nie orderu wstęga purpurowa,
ale skowyt i krew spod pazurów,
Armio Krajowa.
Choć nagrodą było Ci wygnanie
kula w plecy, cela betonowa.
Co się stało nigdy nie odstanie
Armio Krajowa.
Nas nie stanie, lecz Ty nie zaginiesz.
Pieśń Cię weźmie, legenda przechowa.
Wichrem chwały w historię popłyniesz,
Armio Krajowa.
Aberden, Szkocja 1964 [/accordion]
[accordion title=”A jeżeli padnę”]
A jeżeli padnę od kuli,
pokłońcie się mojej matuli…
Padł od kuli, a słońce wieczorem
zorzę krwawą zażegło nad borem.
Zakrwawione paprocie spod głowy
rozpostarły się w całun grobowy.
Długie lata kłamliwe milczenie
wyklinało w nicość leśne cienie.
Długie lata serdecznej udręki
grały echem partyzanckiej piosenki.
Choć na drodze dmie wichura…
Idzie lasem trup piechura.
Kurtka na nim z mgieł sinych utkana,
piszczelami podparte kolana,
strupieszałych pięć palców się zwiera
na uchwycie zbutwiałego szmajsera.
Idzie zaginione pokolenie,
cierpki żal, niedobite sumienie.
Idą w las co księżycem się złoci,
gdzie zakrwawiony kwitnie kwiat paproci.
Rozsypały się rosy po łące.
Rozszumiały się wierzby płaczące… [/accordion]
[accordion title=”Niesiemy ofiarę”] Niesiemy ofiarę z krwi i mienia,
Walczymy jednostki broniąc mas.
Gdy nas kładzie śmierć, to bez imienia,
Tylko słowo „Odwet” znaczy nas.
Nam obca swoboda i beztroski los,
Wzrok mamy wysiłkiem zamglony,
Lecz jedna nas dola do boju wciąż gna —
My szare Jędrusia plutony.
Lecz jedna nas dola do boju wciąż gna —
My szare Jędrusia plutony.
Niesiemy ofiarę z krwi i mienia…
Nie zdobi nas mundur, nie chwali nas sztab,
Ni krzyżem z nas żaden znaczony,
Śmierć tylko odznakę bojową nam da —
My szare Jędrusia plutony.
Śmierć tylko odznakę bojową nam da —
My szare Jędrusia plutony.
Niesiemy ofiarę z krwi i mienia…
Gdy bój się już skończy, gdy padnie już wróg,
Z nas żaden nie spocznie zmęczony,
Do pracy w Ojczyźnie rzucimy swój zew —
My szare Jędrusia plutony.
Do pracy w Ojczyźnie rzucimy swój zew —
My szare Jędrusia plutony.
1942
[/accordion]
[accordion title=”Dola Odweciarza”]
Rzadko się na tym świecie przydarza,
Dola tak zła, jak Odweciarza.
Na biedaka tego cała zgraja,
Po wszystkich kątach się zaczaja,
I policaje i ci z gestapo,
No i SS, no i SD.
I policaje i ci z gestapo,
No i SS, no i SD.
Jedziesz bracie z matrycami z dala,
To ci w rowerze coś nawala.
Chcesz to sobie poprawić, kolego,
Lecz pewnie nic nie będzie z tego!
Bo już gromadą, z wielką paradą,
Panowie jadą — z gestapo.
Bo już gromadą, z wielką paradą,
Panowie jadą — z gestapo.
Wtedy, bracie, za pas bierzesz nogi
I wiejesz na rozstajne drogi.
Ledwie znów ci się uciec udaje,
Kupa mundurów w drodze staje
I woła: staj! i woła: staj!
To ci dopiero policaj.
I woła: staj! i woła: staj!
To ci dopiero policaj.
Przyjedziesz, bracie, do punktu zmęczony,
Przyjęciem będziesz… zachwycony.
Tam cię słowem serdecznym witają,
Pustą patelnię gryźć ci dają.
Ach, mów co chcesz! Ach, mów co chcesz!
To jeszcze gorsze niż SS.
Ach, mów co chcesz! Ach, mów co chcesz!
To jeszcze gorsze niż SS.
A z tą patelnią to rzecz się tak miała,
Że się Szefina zadumała.
Patelnię na brzegu postawiła,
Więc się kolacja… wywaliła.
O losy złe, o losy złe,
To jeszcze gorsze niż SD.
O losy złe, o losy złe,
To jeszcze gorsze niż SD.
Ledwie brać się do łóżka układa,
Już wściekła zgraja dom opada.
Portki w garść! Ale jest groźna mina,
To znowu spluwa się zacina!
Lepiej uciekaj, dłużej nie czekaj
Na policajów i SS.
Lepiej uciekaj, dłużej nie czekaj
Na policajów i SS.
Przyjdą jednakże morowsze czasy,
Że się zakończą ambarasy.
Odweciarze wypną na nich… oko
I będą mieć ich gdzieś… głęboko!
Tych policajów i tych z gestapo,
No i SS, no i SD!
Tych policajów i tych z gestapo,
No i SS, no i SD!
1941 [/accordion]
[accordion title=”A jeżeli padnę…”] A jeżeli padnę od kuli,
pokłońcie się mojej matuli…
Padł od kuli, a słońce wieczorem
zorzę krwawą zażegło nad borem.
Zakrwawione paprocie spod głowy
rozpostarły się w całun grobowy.
Długie lata kłamliwe milczenie
wyklinało w nicość leśne cienie.
Długie lata serdecznej udręki
grały echem partyzanckiej piosenki.
Choć na drodze dmie wichura…
Idzie lasem trup piechura.
Kurtka na nim z mgieł sinych utkana,
piszczelami podparte kolana,
strupieszałych pięć palców się zwiera
na uchwycie zbutwiałego szmajsera.
Idzie zaginione pokolenie,
cierpki żal, niedobite sumienie.
Idą w las co księżycem się złoci,
gdzie zakrwawiony kwitnie kwiat paproci.
Rozsypały się rosy po łące.
Rozszumiały się wierzby płaczące… [/accordion]
[accordion title=”Do młodych”] Piszę ten list do młodych
panienek i chłopaków
w imieniu pokolenia
wykończonych wapniaków,
w imieniu pokolenia
skapcaniałych ramoli,
które nic nie rozumie
tylko stale biadoli
i na dzisiaj narzeka
i na wczoraj spogląda,
co na karku mu wisi
niby garby wielbłąda,
które wciąż ma wam za złe,
które was krytykuje,
teraźniejszość odrzuca
i przeszłego żałuje.
Takie wasze jest zdanie,
tak na nich spoglądacie,
taką właśnie opinię
o tych wapniakach macie.
Lecz pamiętajcie mili,
że lata wartko płyną,
że dni waszej młodości
bezpowrotnie przeminą
zanim się obejrzycie.
Z osłupiałym zdumieniem
staniecie się następnym
wapniaków pokoleniem
i zaczniecie wstecz patrzeć.
I co tam zobaczycie?
Co godnego pamięci
pozostawi wam życie?
Ci z którychście szydzili
pamiętają dni krwawe
i ofiary i boje
i męczarnie i sławę,
dni w których każdy musiał
dokonywać wyboru
między dobrem prywatnym
i wymogiem honoru,
dni z których każdy dla nich
oczywisty miał związek
z pojęciami jak służba,
lojalność, obowiązek
i oddanie – do śmierci.
To wszystko pozostało
i dla waszych wapniaków
bezczasowym się stało.
Ciekawym, moi drodzy,
jakie wczoraj zostanie
po waszych dniach dzisiejszych,
gdy przeszłością się stanie?
Czy potraficie spojrzeć
z choć odrobiną dumy
na przeszłość, gdy was najdzie
w szarych chwilach zadumy?
Może wtedy ujrzycie
tych wczorajszych wapniaków,
te wczorajsze bojowe
panienki i chłopaków
w lustrze własnej przeszłości.
Przed oczyma wam stanie
dla was raczej ujemne
historyczne równanie,
gdy palcami was wytknie
następna młoda fala.
Zrozumiecie, za późno,
z perspektywy, z oddala,
że są sprawy ważniejsze
niż bilanse bankowe.
Może wtedy przed nami
Cicho schylicie głowę.
Nanaimo, B.C., Canada, 20 lutego 1999 [/accordion]
[accordion title=”Na alei leśnej”] „Na alei leśnej żeśmy się spotkali”…
I zawsze na niej będziemy spotykać,
aby dotknąć płomienia który się w nas pali
i znów się o dawne rocznice potykać.
Tak pragnę raz jeszcze móc spojrzeć wam w oczy
i ujrzeć w nich ogni obozowych tańce,
nim się droga skończy, nim się dzień omroczy,
nim na już ostatnie odejdziemy szańce.
Tak pragnę raz jeszcze uścisnąć wam dłonie,
odnaleźć moje miejsce w rozbitym szeregu
i zachłysnąć się pieśnią w przyjacielskim gronie
i usłyszeć jej echo z przeciwnego brzegu.
Ponad losu otchłanią tak mi się dziś marzy.
Znów zwiera swe hufce moja Armia Dumna
i orszakiem zamglonych, zapomnianych twarzy
idzie wprost w moje serce widmowa kolumna.
Odgłos pieśni jak burza przed czołem jej wali,
tysiąckrotnym odgłosem grzmot tysiąca nóg.
„Na alei leśnej żeśmy się spotkali,
hej spotkaliśmy się u rozstajnych dróg.”
Nie ma zbrojnej kolumny. Rozwiały się mary,
choć jak ich – tak na zawsze – pożegnać nie umiem
i wciąż ech nasłuchuję wygnany i stary,
i jak ziemia pamiętam i jak sosna szumię.
Kanada 1970 r. [/accordion]
[accordion title=”Na powrót Ponurego”] Ostatni moment życia.
Skurczone garną dłonie
grudki kresowej ziemi
od krwi stygnącej śliskie.
Słowami ostatnimi
poszept gasnący wionie:
Pozdrówcie…. Góry Świętokrzyskie…
I wydawało się – koniec.
Ale ten szept z ukrycia
wiater wschodni podchwycił,
wykradł, w pieśń go rozdmuchał,
przez granicę przemycił,
szeptem tak pieśń nasycił,
że go cały kraj słuchał.
I zapłakały Świętokrzyskie Góry –
Zginął „Ponury”, zginął „Ponury”!!
Więc szumcie nam jodły piosenkę…
Szumcie ból, rozstanie, mękę,
szumcie aż świat stanie w biegu
Oddajcie nam „Ponurego”!!
Świętokrzyską głuszą lata płyną.
Opada liść i gałąź zielenieje
i głuchną echa gdzieś pod Katarzyną.
Szumią knieje.
Jodły sosnom, sosny dębom, bukom,
buki sercom rytmem dawnym tłuką,
a po skrajach żali się brzezina:
Oddajcie, oddajcie nam syna…. [/accordion]
[accordion title=”Sztafeta”] Czaka mieli wysokie, koliste,
mundury o żółtych epoletach.
Na czakach lśniły orły srebrzyste,
a słońce im lśniło na bagnetach.
W dym kartaczy szli ławą na wroga,
nie żałując ni życia ni męki,
i ciernista zawiodła ich droga
od Grochowa aż do Ostrołęki.
Nim ostatni żołnierz Listopada
przed niebiańskie zgłosił się ołtarze,
już z dwururki się składa
kryjak Stycznia w wytartej czamarze.
Rzucił dom i rodzinę i wszystko
w beznadziejnym do wolności biegu.
Na styczniowych zmagań bojowisku
krwawe ślady zostawił na śniegu.
Nim ostatni powstaniec styczniowy
przed tron odszedł meldować się boski,
walkę podjął strzelec legionowy,
z Oleandrów buntownik krakowski.
Ruszył w Polskę strzelec zuchowaty
zdobyć to co „obca przemoc wzięła”.
Na wielki bój grały mu armaty…
i stał się cud – „jeszcze nie zginęła”!
Wyrosły hufce jak smocze zęby,
odparły falę nawały wrażej,
wolnego kraju dźwignęły zręby
i na granicach zatknęły straże.
Budowało się państwo od nowa
pod osłoną rodzimych puklerzy,
aż runęła lawina stalowa
przez granicę, po sercach żołnierzy.
Nie pomogła ni krew ni ofiary
ni uparta obrona stolicy.
Rozgniecione upadły sztandary
pod pancerną stopę gąsienicy.
Nam wypadło przejąć spadek krwawy,
podnieść broń co z martwych rąk wypadła
i zapomnieć o sobie dla Sprawy
w ciemną noc co na kraju osiadła.
Długa była ta droga krzyżowa
młodych ludzi mego pokolenia.
Żaden rozkaz nas z niej nie odwołał,
ni zwycięstwo nie dało wytchnienia.
Nasze kroki są dzisiaj wolniejsze,
nasze oczy dzisiaj widzą tępiej,
nam zostały już tylko te wiersze –
a was młodych są całe zastępy.
Weźcie od nas pałeczkę sztafety.
Niech was wiedzie ten sam Orzeł Biały
do tej samej od wieków już mety
dla Jej dobra, dla Jej wiecznej chwały.
A gdy sił wam już zacznie brakować
aby sprostać kolejnej potrzebie,
nie przestańcie dalej maszerować,
rzućcie okiem w historię, za siebie.
Wtedy wspomnisz nas, młody dziś druhu
i pojmiesz, bez żadnych wątpliwości,
że ty jesteś ogniwem w łańcuchu,
jak i my, małą cząstką całości.
Nanaimo, B.C. Nowy Rok 1997 r. [/accordion]
I na koniec…
Film przedstawiający sylwetkę Zbigniewa Kabaty.
Wybitny intelektualista. Podpułkownik Wojska Polskiego. Poeta. Badacz-odkrywca. Jeden z najwybitniejszych współczesnych uczonych parazytologów…