Nie tylko my czujemy się zdegustowani tym, co w polskiej polityce wyprawia tzw. „totalna opozycja”. Okazuje się, że także kanclerz Niemiec Angela Merkel jest naszymi „totalsami” od Petru i Schetyny mocno zniesmaczona i rozczarowana. Podczas ostatniej wizyty w Polsce miała mocno nalegać na spotkanie z opozycją. Potem mocno tego żałowała. Na spotkaniu została bowiem wciągnięta w jakieś zupełnie absurdalne dyskusje (np. o poszerzeniu granic Opola). Do Berlina wróciła wściekła, a wszystko skwitowała słowami: „Czy ta opozycja naprawdę nie ma się czym zajmować?”.
Większość obserwatorów naszej sceny politycznej już się przyzwyczaiła do stałych kompromitacji Ryśka Petru, czy totalnej lecz często zmiennej postawy Grzegorza Schetyny. Co jednak o przedstawicielach „totalnej opozycji” pomyślała sobie Angela Merkel, kiedy miała okazję przyjrzeć się bezpośrednio temu jak myślą i jakie mają zamiary? Z tekstu pt. „Na perski dywan w znoszonych gumofilcach”. Polska, kraj z Europy Wschodniej”, opublikowanego na łamach „Dziennika”, wynika, że nic dobrego.
Kanclerz Niemiec podczas ostatniej wizyty w Polsce (luty 2017 r.) miała nalegać na spotkanie z przedstawicielami antyrządowej opozycji. Autorzy wspomnianego tekstu, powołując się na źródła zbliżone do Komisji Europejskiej sugerują, że spotkaniem tym Merkel miała się srogo zawieść. Poniżej fragment artykułu o tym mówiący:
– Niemiecka kanclerz została wciągnięta w absurdalne dyskusje o poszerzeniu granic Opola lub o sporach rodzimych rolników z tymi zachodnimi. Z tego, co wiem, Angela Merkel wróciła wściekła do Berlina, a całe spotkanie skwitowała słowami: „Czy ta opozycja naprawdę nie ma się czym zajmować?” – opowiada nam pracownik Komisji Europejskiej.
No cóż, jeśli to prawda, to Merkel przynajmniej doświadczyła na własnej skórze z jaką „opozycją” polskie władze muszą mieć do czynienia na co dzień. Ciekawe, czy powyższa sytuacja mogła choćby tylko trochę zmienić postrzeganie „polskich spraw”? Czy po spotkaniu z „totalną opozycją” zrozumiała, że dialog z Warszawą możliwy jest tylko i wyłącznie poprzez oficjalne kanały dyplomatyczne, a nie poprzez wspieranie działań „totalsów”?