Wstał blady świt warknęły groźnie samochody,
Wszystko gotowe więc ruszyły eszelony.
Do ciężarówki wsiadł oficer jeszcze młody,
Czerwone otoki, błękitne miał pagony.
Ziemia okryta była jeszcze mgieł całunem,
Tumanem w niebo wzbiły się kropelki rosy,
W skórzanej teczce wiósł oficer dekret diabła!
Krwią zapisane nieuchronne ludzkie losy…
Stacja Gniezdowo jak daleko stąd do Gniezna…
Nikt nie rozumie po co tylu nas zwieziono,
Nikt w takim miejscu swego losu nie rozezna…
Ale wreszcie znaleźliśmy się za ZONĄ.
I nawet siedząc na przyczepach ciężarówek,
nie domyślali się, że w pierwszym samochodzie,
obok kierowcy z błękitnymi wyłogami,
pięcioramienna śmierć czaiła się jak złodziej.
Dłonie związane drutem kolczastym,
worek na głowę, huk i mrok,
Ciemność a po ciemności światłość,
W dolinę grobu krok…
I nagle wszystko się zrobiło takie jasne,
nad wielkim dołem, stanął Chrystus zmartwychwały,
W objęcia ich wydała litościła Matka,
Drogą Krzyżową prowadziła ich do chwały.
I brzebrzmiał huk kwietniony ranek padł bez skargi,
z dziurawej czaski wypłynęły ból i gniew.
Zapłakał wiatr, ucichło wszystko…
Tylko drzewa jak włoskie maki będą pić żołnierską krew…
(Przepisywałem ze słuchu)
Powróć do Piosenek o Katyniu: