Twórcami idei przerzutu spadochronowego do okupowanej Polski świetnie wyszkolonych konspiratorów byli kapitanowie Jan Górski oraz Maciej Kalenkiewicz (także późniejsi cichociemni). Udało im się przekonać Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysława Sikorskiego do konieczności zaopatrywania polskiego podziemia drogą lotniczą (wraz z cichociemnymi przesyłany był również sprzęt oraz niezbędne do prowadzenia walki z okupantem pieniądze).
Specyfika służby wymagała wyboru osób ze specjalnymi predyspozycjami. Poszukiwano ich poufnie. Zgodnie z rozkazem gen. Sikorskiego, dowódcy poszczególnych jednostek różnych rodzajów broni, na podstawie opinii oficerów informacyjnych, kierowali oficerów, podchorążych, ale również szeregowych żołnierzy jako kandydatów. Poza dobrym stanem fizycznym bardziej jeszcze decydowała dyspozycja psychiczna oraz inteligencja kandydata. Skierowanie nie odbywało się na podstawie rozkazu, zaciąg był dobrowolny. Po wyrażeniu zgody żołnierze kierowani byli na jeden z wielu specjalnościowych kursów. Chętnych do służby zgłosiło się 2413 ochotników, szkolenie ukończyło tylko 606 osób, a 579 zakwalifikowano do przerzutu.
https://www.youtube.com/watch?v=ITyIg9HzaAI
Cichociemny musiał być należycie wyszkolony. Z żołnierza tułacza miał się stać chytrym jak lis działaczem konspiratorem, odważnym dywersantem, znakomitym strzelcem, zwinnym zapaśnikiem, czujnym obserwatorem i wreszcie — wyszkolonym spadochroniarzem. Na kursach obowiązywała zasada — jak najwięcej praktyki, jak najmniej teorii. Bez względu na specjalizację wszyscy cichociemni przechodzili kurs spadochronowy i odprawowy. Na kursie odprawowym skoczek układał indywidualną „legendę” (czyli tworzył zestaw kłamstw logicznie dopasowanych do nowej osobowości), dostawał fałszywe dokumenty, kompletował cywilne ubranie, zaznajamiany był z warunkami życia w okupowanej Polsce.
Na kursy specjalnościowe składały się m.in.: kurs wywiadu; kursy pancerne, przeciwpancerne i kierowców oraz radiotelegrafistów i radiomechaników. Kurs wywiadu obejmował m.in.: studium Niemiec, naukę wywiadu, fotografię, chemię do celów wywiadowczych, zajęcia „ślusarskie”, naukę o broni i strzelanie, gimnastykę, zaprawę fizyczną oraz nadobowiązkowo naukę języków obcych.
Do kursów uzupełniających należały m.in.: kurs wyrobu materiałów wybuchowych i środków zapalających metodami domowymi; kurs informacyjno-wywiadowczy, który uczył znajomości kodów, szyfrów, wyrobu atramentów sympatycznych, pogłębiał znajomość pracy w podziemiu i propagandy, zaznajamiał się z niemiecką organizacją w okupowanych krajach; kurs, który dostarczał wyspecjalizowanych umiejętność w dywersji i sabotażu na obiekty przemysłowe, komunikację kolejową, linie telefoniczne itp.; kurs zmiany wyglądu zewnętrznego; „kurs korzonkowy”, polegający na bytowaniu kandydatów na cichociemnych przez dłuższy czas na łonie natury i korzystaniu tylko z jej zasobów w celu przetrwania bez pomocy z zewnątrz
Szkolenie było ukierunkowane na potrzeby okupowanej ojczyny. Ze względu na zdobywane przez żołnierzy specjalności można wyodrębnić trzy grupy skoczków. Najliczniejszą stanowili spadochroniarze przeznaczeni do zadań bieżących. Znajdowali się w niej specjaliści wywiadu, dywersji, łączności, oficerowie sztabowi czy też specjaliści od fałszowania dokumentów. Drugą grupę stanowili żołnierze, którzy mieli odegrać istotną rolę w przygotowaniach do powstania powszechnego oraz w odtwarzaniu Sił Zbrojnych w kraju. Ostatnią grupę stanowili kurierzy i emisariusze polityczni Ministerstwa Spraw Wewnętrznych do Delegatury Rządu oraz ugrupowań politycznych.
Szkolenia odbywały się na Wyspach Brytyjskich, m.in. w legendarnym Largo House pod Leven w Szkocji, gdzie znajdował się „małpi gaj”, czyli specjalny tor przeszkód. Zmuszał on ćwiczącego m.in. do czołgania się przez zasieki, przejścia na równoważni, wspinania się po linie, forsowania 4—5 metrowych płotów oraz korzystania z wymyślnych, specjalnie skonstruowanych huśtawek, z których spadało się nie wiadomo w którym momencie i kierunku, aby zrobić „przewrotkę” niezbędną później przy prawdziwym lądowaniu ze spadochronem. Wszystkie te ćwiczenia miały na celu nie tylko usprawnienie kondycji fizycznej, ale również odporności psychicznej, odpowiedniego refleksu oraz umiejętności powzięcia błyskawicznej decyzji.

Operacją przerzutów do kraju zajmowała się polska sekcja brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych SOE (Special Operations Executive) wspólnie z Oddziałem VI Sztabu Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych, odpowiedzialnym za łączność z Komendą Główną ZWZ-AK. Pierwszy zrzut, który odbył się w nocy z 15 na 16 lutego 1941 r., nosił kryptonim „Adolphus”. Na pokładzie brytyjskiego dwusilnikowego samolotu Whitworth Whitley znalazło się trzech polskich skoczków: kpt. Stanisław Krzymowski ps. „Kostka”, por. Józef Zabielski ps. „Żbik” oraz kurier polityczny Czesław Raczkowski ps. „Włodek”. Po wielogodzinnym locie, którego trasa przebiegała nad terytorium III Rzeszy, cichociemni wbrew wcześniejszym planom, z powodu braku wystarczającej ilości paliwa, zostali zrzuceni na Śląsku Cieszyńskim w Dębowcu pod Skoczowem, zamiast pod Włoszczową w kieleckim. Lot ten miał charakter próbny. Alianci uznali trasę lotów oraz całe przedsięwzięcie za zbyt niebezpieczne i podjęli decyzję o tymczasowym zaprzestaniu dalszych przerzutów. W listopadzie 1941 r. zmieniono sprzęt używany do operacji — zamiast Whitleyów zaczęły do Polski latać Halifaxy, korekcie uległa również trasa, która biegła od tego momentu nad Szwecją lub Danią. Lot nad środkową Polskę i z powrotem trwał od 11 do 14 godzin. Latano nocami i wyłącznie przy świetle księżyca, ponieważ Polska nie była objęta siecią radarową i piloci musieli polegać jedynie na swoim wzroku. W tej sytuacji zrezygnowano z lotów letnich, gdyż noce były wówczas za krótkie. Pod koniec 1943 r. bazę przerzutów przeniesiono na zajęte tereny Włoch do Brindisi. Do lotów zaczęto używać czterosilnikowych amerykańskich Liberatorów.
W okresie od 15 lutego 1941 r. do 28 grudnia 1944 r. do kraju przerzucono 316 cichociemnych (jeden z nich skakał dwukrotnie). Niezwykle niebezpieczna służba powodowała, że ponieśli oni olbrzymie straty. Zginęło ich 112, w tym: 9 jeszcze przed dotarciem do celu (3 poniosło śmierć z powodu rozbicia się samolotu u wybrzeży Norwegii, 3 innych zostało zestrzelonych nad Danią, a 3 skoczkom nie otworzyły się spadochrony), 94 straciło życie w walce lub zostało zamordowanych przez Gestapo (w tym 10 osób zażyło truciznę), natomiast 9 stracono po wojnie na podstawie wyroków sądów Polski Ludowej w okresie stalinizmu. Spośród 91 cichociemnych, którzy brali udział w Powstaniu Warszawskim, 18 zginęło w walce.

Cichociemni byli regularnym wsparciem dla Armii Krajowej. Walczyli w oddziałach partyzanckich wszystkich okręgów, pracowali w wywiadzie, sabotażu, legalizacji i dywersji. Na placu boju wyróżniali się profesjonalizmem i bojową postawą. Wykonywane zadania powodowały, że nie mogli korzystać z dobrodziejstw munduru wojskowego, związanych z postanowieniami konwencji genewskiej o jeńcach wojennych. Często nie mogli też liczyć na awanse i odznaczenia. W dziejach elitarnych formacji Wojska Polskiego tworzyli jednostkę jedyną w swoim rodzaju i niepowtarzalną. Nigdy wszyscy nie stanęli ramię w ramię na żadnej zbiórce. Nie znali się wzajemnie. Nie obowiązywała ich typowa hierarchia wojskowa. Nie mieli barw, tradycji, patrona czy sztandaru. Posiadali tylko swój znak bojowy.
Zgodnie z zamysłem gen. Sikorskiego znak ten miał być odznaką polskiego spadochroniarza, tak jak „gapa” odznaką lotnika. Rozkazem Naczelnego Wodza z 20 czerwca 1941 r. znakiem polskich spadochroniarzy stał się spadający do walki orzeł. Zaprojektował go grafik Marian Walentynowicz (znany z rysunków do książki Kornela Makuszyńskiego Koziołek Matołek). „Zatwierdzam Znak Spadochronowy w kształcie spadającego do walki orła. Na obczyźnie, gdzie myśli wszystkich Polaków biegną ustawicznie do chwili powrotu — a obraz jego różnie wyrażany przybiera kształty — ma to sens szczególny. Wojsko Polskie widzi swój powrót w walce, poświęceniu i chwale. Chcemy, by orły naszych sztandarów zwycięsko spadały na wroga, zanim spoczną na swej oswobodzonej ziemi” — napisał w rozkazie generał.
Znak miał dwie wersje: zwykłą i bojową, którą odróżniały pozłacany dziób i pazury orła. Znaki Spadochronowe otrzymywali wszyscy przeszkoleni w ośrodkach spadochronowych w Wielkiej Brytanii oraz we Włoszech spadochroniarze, także kurierzy. Natomiast bojowy znak mieli prawo nosić tylko ci żołnierze, którzy brali udział w bojowej akcji spadochronowej. W listopadzie 1944 r., po bitwie pod Arnheim do znaku dodano wieniec laurowy trzymany przez orła, który w wersji bojowej był pozłacany. W lutym 1954 r. w Londynie został ustanowiony Znak Spadochroniarzy Armii Krajowej. Do wnętrza wieńca laurowego dodano srebrną kotwicę „Polski Walczącej”. Edycja tej odmiany obejmowała 316 znaków, czyli tyle, ilu było cichociemnych.
Nie jest jednoznaczne jak powstała nazwa „cichociemny”. Prawdopodobnie zrodziła się spontanicznie wśród żołnierzy — kandydatów do służby w kraju. Podczas pozorowanych ćwiczeń dywersyjnych, kursanci otrzymywali różne zadania, jak np. wysadzenie mostu czy opanowanie poczty. Przeważnie akcje odbywały się nocą lub po zmierzchu, czyli po ciemku, z zachowaniem wielkiej ostrożności, a więc bez hałasu, cicho. Stąd kursanci zaczęli określać te akcje jako „cichociemne”. „Nazywamy się cichociemnymi — tłumaczą skoczkowie. — Nazwa niejednemu wyda się może dziwaczna, ale spróbujcie znaleźć lepszą na określenie takiego charakternika, który potrafi zjawić się nie spostrzeżony tam, gdzie go najmniej się spodziewają i pożądają, cicho a sprawnie narobić nieprzyjacielowi bigosu i wsiąknąć niedostrzegalnie w ciemność, w noc — skąd przyszedł”
Nazwa „cichociemni”, początkowo nieregulaminowa, później używana była już oficjalnie w instrukcjach i rozkazach. Pierwszym dokumentem, w którym pojawia się to określenie, jest instrukcja Oddziału VI z września 1941 r. W czasie wojny w Polsce termin ten nie był znany. Spadochroniarzy nazywano „zrzutkami” lub „ptaszkami”. Najbardziej znani cichociemni to: gen. Leopold Okulicki ps. „Niedźwiadek” — ostatni Komendant Główny AK; Jan Piwnik ps. „Ponury” — legendarny dowódca partyzantki na Kielecczyźnie, ppor. Hieronim Dekutowski ps. „Zapora” — jeden z najsłynniejszych „żołnierzy wyklętych”, mjr Bolesław Kontrym ps. „Żmudzin” — szef Centrali Służby Śledczej i zastępca komendanta Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa (czyli podziemnej policji).
która ukończyła niezwykle trudny kurs cichociemnych, była Elżbieta Zawacka ps. „Zo”. Legendą stała się jeszcze za życia. Jako kurierka Armii Krajowej przewoziła meldunki, mikrofilmy i rozkazy do Berlina i Londynu. W uznaniu jej wybitnych zasług została awansowana jako druga kobieta w historii Wojska Polskiego na stopień generała brygady (pierwszą była gen. Maria Wittek, komendantka Przysposobienia Wojskowego Kobiet w okresie międzywojennym).
Dziś tradycje Cichociemnych kultywuje Jednostka Wojskowa GROM. W sierpniu 1995 r. nadano jej imię „Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej”. GROM z dumą kontynuuje i pielęgnuje to chlubne dziedzictwo. Na terenie Jednostki znajduje się Sala Tradycji, poświęcona m.in. właśnie cichociemnym.
Żołnierze GROM od wielu lat troszczą się też i otaczają opieką żyjących legendarnych skoczków. Obecnie żyje ich już tylko dwóch. Aleksander Tarnawski ps. „Upłaz”, instruktor dywersji i sabotażu, ppor. w 77. pułku piechoty AK w Obwodzie Nowogródzkim 8 stycznia tego roku skończył 95 lat. We wrześniu 2014 r., po ponad 70 latach, wykonał skok spadochronowy w tandemie w asyście byłych i obecnych żołnierzy GROM, wziął także udział w ćwiczeniach prowadzonych na strzelnicy. Często odwiedza Jednostkę GROM i bierze udział w ważnych uroczystościach. Jest też honorowym prezesem powołanej w 2013 r. Fundacji im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej, której celem jest upowszechnianie wiedzy o cichociemnych — elicie polskiej dywersji walczącej z niemieckim okupantem. Niedawno okazało się, że drugim żyjącym cichociemnym jest Stanisław Skowroński ps. „Widelec”, który mieszka w Argentynie. Imię cichociemnych nosi kilka szczepów, drużyn i organizacji harcerskich. O cichociemnych powstało wiele filmów dokumentalnych, o losach fikcyjnej grupy opowiada serial telewizyjny Czas honoru.
Niektóre wykorzystane publikacje o cichociemnych: Szatsznajder J., Cichociemni z Polski do Polski, Krajowa Agencja Wydawnicza, Wrocław 1985 Śledziński K., Cichociemni. Elita polskiej dywersji, Znak, Kraków 2014 prac. zb., Drogi cichociemnych, Bellona, Warszawa 2010 Minczykowska K., Cichociemna. Generał Elżbieta Zawacka „Zo”, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2014
Artykuł za: „Kronika Sejmowa” Wydanie Specjalne – kwiecień 2016