Aby zebrać w całość twórczość Mariana Hemara trzeba by poświęcić na to książkę zawierającą kilka tysięcy stron dlatego też ograniczę się na tej stronie do kilkudziesięciu wierszy, tego (moim zdaniem) najbardziej genialnego poety II RP.
Kim był Marian Hemar?
Marian Hemar urodzony jako Jan Marian Hescheles, pseud. Jan Mariański, był autorem tekstów ponad trzech tysięcy piosenek, m.in. takich szlagierów jak Kiedy znów zakwitną białe bzy, Czy pani Marta jest grzechu warta, Ten wąsik, Nikt, tylko ty, Może kiedyś innym razem, Upić się warto, Jest jedna, jedyna. Hemar był kuzynem Stanisława Lema, urodził się we Lwowie, gdzie mieszkał 24 lata. Później w Warszawie 14 lat, a w Londynie 30 lat na przymusowej emigracji. Jego pierwszą żoną była aktorka i piosenkarka Maria Modzelewska,
Od 1925 roku Hemar mieszkał w Warszawie i pracował wraz z Julianem Tuwimem w kabarecie literackim „Qui Pro Quo”, „Banda” i „Cyruliku Warszawskim”. Razem z Tuwimem, Lechoniem i Słonimskim był autorem wielu skeczy i dowcipów i szopek politycznych. Jego dorobek literacki jest ogromny: ponad 3000 niezwykle popularnych piosenek, do których sam komponował muzykę, setki wierszy, kilkanaście sztuk i słuchowisk radiowych. Był również współpracownikiem „Wiadomości Literackich” i „Wiadomości”, oraz dyrektorem teatru Nowa Komedia (1934-1935). W 1939 jego piosenka Ten wąsik (wykonywana przez Ludwika Sempolińskiego w popularnej rewii Orzeł czy Rzeszka), spowodowała interwencję ambasadora Niemiec w Warszawie.
Po wybuchu II wojny światowej, we wrześniu 1939, przedostał się do Rumunii. W latach 1940-1941 walczył w Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich w Palestynie i w Egipcie (m.in. pod Tobrukiem). W wojsku prowadził pracę kulturalno-oświatową. Rozkazem naczelnego wodza gen. Sikorskiego na początku 1942 został przeniesiony do Londynu. Został przydzielony do Ministerstwa Informacji i Dokumentacji, w którym zwalczał m.in. kłamstwa propagandy, głównie niemieckiej, ale także angielskiej. W tym czasie pisał pisał teksty piosenek śpiewanych przez żołnierzy Armii Andersa ku pokrzepieniu polskich serc walczących na obcych frontach o własną ojczyznę.
Po wojnie pozostał w Londynie. Prowadził tam teatrzyk polski w klubie emigrantów polskich. Współpracował m.in. z muzą „Wesołej Lwowskiej Fali” – Władą Majewską. Prowadził także jednoosobowy „Teatr Hemara” – cotygodniowy kabaret radiowy na antenie Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Wygłaszał w nim wierszowane komentarze satyryczne do bieżących wydarzeń. Do końca życia walczył z zaborcą komunistycznym, do końca życia tęsknił za swoim rodzinnym Lwowem i nie mógł zaakceptować jego utraty na rzecz Związku Radzieckiego…
Zanim spłoniesz na stosie, o warszawska chwało,
Zawiążą twoje usta, ręce będą pętać.
Przyjaciele – to wszystko co nam pozostało –
Żałować. Płakać? – płakać. Pamiętać? – pamiętać.
Muzyczne Interpretacje wierszy Mariana Hemara
Polecam przede wszystkim przepiękny program poświęcony twórczości Hemara „Piosenki i Wiersze„.
Na tej kasecie znajdują się najlepsze wiersze i piosenki Hemara w wykonaniu popularnych polskich artystów. Program zarejestrowano 27 lutego 1987 roku na „Scenie na Dole” Teatru Ateneum w Warszawie. Wystąpili: Jacek Borkowski, Krystyna Janda, Jerzy Kamas, Marian Kociniak, Wojciech Młynarski, Dorota Nowakowska, Marian Opania, Aleksandra Śląska, Ewa Wiśniewska, Wiktor Zborowski
[accordion]
[acc_item title=”Kiedy znów zakwitną białe bzy – Zofia Terne”]
Wiosna, wiosna, wiosna,
Wiosenny pierwszy wiew.
Wiosna, wiosna, wiosna
I ciepły wiatr wśród drzew
I blade śnieżyczki wychylą na świat
Do słońca, całunków i lśnień
I w sercu tajemny rozchyli się kwiat
I po tym najdejdzie ten dzień
Kiedy znów zakwitną białe bzy,
Z brylantowej rosy, z wonnej mgły,
W parku pod platanem
Pani siądzie z panem,
Da mu słodkie usta rozkochane.
Kiedy znów zakwitną białe bzy,
Bzów aleją parki będą szły.
Pojmą to najprościej,
Że jest czas miłości,
Bo zakwitły przecież białe bzy (x2)
[/acc_item]
[acc_item title=”Chlib kulikowski – Włada Majewska”]Ja nie wiem skąd się nagle przypomniało to mi –
Może mi się w nocy przyśniło podświadomi?
Może. jak ja koło grosera przechodzę,
Ten kminek zapachem zajechał mnie po drodze
I już ja nieprzytomna i w nosi mi się kręci
I ciągle przed oczyma stoi mi w pamięci
Chlib – ten chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib, ten chlib kulikowski.
Chlib. chlib. chlib –
Pójdę tu do sklepu, kupię jakiś „Hovis”
Nie wiem, czy to glina, czy żyto, czy to owis
Nie, ja nie obrażam chleba powszedniego!
Na chleb się nie powinno mówić w ogóli nic złego,
Tylko – jak ugryzę, czuję w zębach skrzyp,
Bo to jest tylko chleb. A tamto to był chlib.
Chlib ten chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib, ten chlib kulikowski,
Chlib, chlib, chlib.
Kto jest z Warszawy, z Poznania, albo z Łodzi –
Nie szkodzi, ale przecież on nie wie, o co chodzi,
Tak skąd on może wiedzieć, nawet – jak się dowie,
Że milę od Lwowa, w miasteczku Kulikowie,
Była cechowa piekarska osada
I piekli tam piekarze, z dziada pra-pradziada,
Chlib – ten chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib, ten chlib kulikowski,
Chlib, chlib, chlib.
Taki duży bochen – na bochnie skorupka
Jak z wiśniowego drzewa – ale krucha, ale chrupka!
Po szesnastu latach ja pamiętam jeszczy –
Jak świci, jak błyszczy się, jak chrzęści i jak trzeszczy
I pachnie – jak tylko się wejdzie do kuchni!
To ja wam więcej powiem – jak czasem wiatr dmuchni
Na Rynku, od straganów, to naraz, całym Rynkiem
Zajedzie tym zapachem, tą skórką i tym kminkiem
Chlib – ten chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib, ten chlib kulikowski,
Chlib, chlib, chlib.
A jak go przekrajać – nim mama go przekraje,
Przeżegna jego zawsze, takie miała obyczaje –
A jak go przekrajać – to pod mosiądzem skórki
Takie duże oka, takie duże dziurki!
Bo on lekki jak pączek! (Ale nasz, nie tutejszy,
Ze jak zjesz go to kamień w żołądku jest lżejszy)
Bo on lekki jak pianka, aż dotknąć się frajda
I już w ręku pachnąca, gorąca jeszcze pajda,
Jak żywa – ta zdaje się, że nagle tobie powie:
Ta zjedz mnie i niech tobie wyjdzie na zdrowie:
Chlib – ten chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib kulikowski,
Chlib, ten chlib kulikowski,
Chlib, chlib, chlib.
Cóż ja wygaduję! Boże Ty mój, Boże-ż!
Zlituj się nad nami, zrób co tylko możesz!
Przecież, ja nie proszę z samego łakomstwa –
Żeby to zostało! Dla Lwowa, dla potomstwa,
Dla tych lwowskich dzieci co rosną wśród Anglików –
Może kto z piekarzy, który z czeladników,
Jeszcze gdzie pamięta, jaka to recepta?
Niech on ją zapisze! Niech on ją wyszepta
Dzieciom, umierając, tak by jego synek
Wiedział, ile mąki… jakie drożdże… jaki kminek –
Niech to ocaleje, niech to się uchowa.
Ta mała cząsteczka prawdziwego Lwowa!
Bo Lwów to nie jest tylko okolica na mapach –
To ludzie – to piosenka – to ta mowa –
to ten zapach –
Czujesz? Chlib kulikowski.
Chlib kulikowski.
Chlib kulikowski.
Czujesz?
Chlib kulikowski –
Chlib, chlib. chlib –
[/acc_item]
[acc_item title=”Walc Kreislera – Hanka Ordonówna”]Pamiętasz noce duszne od bzu,
Noce białe drżące we mgle
Czemuś ty mnie budził ze snu
Czemuś rzekł
Ja kocham cię.
Ja wiem, że nie jestem inna
I inny nie jesteś ty.
Jesień jest temu winna,
że zwiędła miłość
Jak zwiędły bzy.
Na próżno w męce ściskam pięście
By w sercu zawrzeć cudne sny
Powiędło w dłoniach nasze szczęście
I zwiędła miłość jak zwiędły bzy
zwiędło w dłoniach nasze szczęście
I zwiędła miłość jak zwiędły bzy
[/acc_item]
[acc_item title=”Wąsik, ach ten wąsik – Ludwik Sempoliński”]Łachmany, a tyle gracji,
Melonik ten, laseczka ta
Bez niepotrzebnej prezentacji
Wiadomo zaraz: Tak, to ja.
Na twarzy uśmiech niby lampa,
Świecący poprzez świata mrok
I buty, zdarte buty trampa
I taki niepokaźny krok
I wąsik , luksus mój i szyk
Podkręcam go, a wszyscy w ryk
Ten wąsik, ach, ten wąsik
Ten wzrok, ten lok, ten pląsik,
I wdzięk, i lęk, i mina,
I śmiech – tak jest, to ja.
Ach panie, ach panowie
Tak trzeba, śmiech to zdrowie
Titina , ach Titina, to jedyna piosnka ma
Pamiętasz, była raz sobota,
Gdyś smutny, biedny sam jak pies
Buł w kinie na „Gorączce złota”,
A jednak śmiałeś się do łez.
A pani sobie przypomina,
O sewj żałobie pierwszy raz
Gdyś przyszła na mój „Cyrk” do kina –
Dostrzegłem w mroku twoją twarz,
Zrobiłem tylko tak, a ty
Zaczęłaś śmiać się już przez łzy
Ten wąsik, ach, ten wąsik
Ten wzrok, ten lok, ten pląsik,
I wdzięk, i lęk, i mina,
Gdy mnie policja gna
Ach panie, ach panowie
Tak trzeba, śmiech to zdrowie
Titina , ach Titina, to cała piosnka ma
Niestety konkurencja czuwa.
Ostatnio na mój skromny tron
Zazdrosny rywal się wysuwa
Kandydat nowy, groźny ON.
Milczenie me zastąpił wrzaskiem
Mój śmiech przemienić pragnie w strach,
Melonik mój mianował kaskiem,
Policja także za nim, ach…
Mój wąs, rekwizyt mój, mój trik
Wziął, wypiął go, a wszyscy w ryk
Ten wąsik, ach, ten wąsik
Ten wzrok, ten lok, ten dąsik,
I wdzięk, i lęk, i mina,
I śmiech – tak jest, to ja.
Ten krzyk nad lud to zdrowie,
Że krew, że gniew to zdrowie
Titina, ach Titina, to smutna piosnka ma
Ten wąski, ach ten wąsik
Ten wzrok, ten lok, ten dąsik
To jego czy Chaplina-
Kto więcej światu dał?
Świat z niego się, panowie
Dziś śmieje, śmiech to zdrowie,
Titina, ach Titina, to cała piosnka ma.
[/acc_item]
[acc_item title=”Jak całować to ułana – Tadeusz Faliszewski”]Jak całować to ułana
i w to naturalnie (w to naturalnie) jemu graj
i gdy na śmierć jest panna zakochana
to naturalnie (to naturalnie) jego raj
bo w sercu ułańskim, gdy wyłożysz je na dłoń
na pierwszym miejscu panna jest, przed panną tylko koń
dlatego jak całować to ułana
i on naturalnie (on naturalnie) też, jak chcesz
Przeciw cywilom nikt nie ma nic
Cywila może piękna płeć szanować i poślubić
Z cywilem można dziecko mieć, można go nawet lubić
Lecz w życiu czyż rozchodzi się wyłącznie o szacunek?
Co robić, skoro wchodzi w grę, panieński pocałunek?
Chcę coś więcej, chcę coś czuć! To przepraszam pannę, wróć!
Jak całować to ułana
i w to naturalnie (w to naturalnie) jemu graj
i gdy na śmierć jest panna zakochana
to naturalnie (to naturalnie) jego raj
bo w sercu ułańskim, gdy wyłożysz je na dłoń
na pierwszym miejscu panna jest, przed panną tylko koń
dlatego jak całować to ułana
i on naturalnie (on naturalnie) też, jak chcesz
[/acc_item]
[acc_item title=”Katyń – Robert Budzyń”]Tej nocy zgładzono Wolność
W katyńskim lesie…
Zdradzieckim strzałem w czaszkę
Pokwitowano Wrzesień.
Związano do tyłu ręce,
By w obecności kata
Nie mogła ich wznieść błagalnie
Do Boga i do świata.
Zakneblowano usta,
By w tej katyńskiej nocy
Nie mogła błagać o litość,
Ni wezwać znikąd pomocy.
W podartym jenieckim płaszczu
Martwą do rowu zepchnięto
I zasypano ziemią
Krwią na wskroś przesiąkniętą.
By zmartwychwstać nie mogła,
Ni dać znaku o sobie
I na zawsze została
W leśnym katyńskim grobie.
Pod śmiertelnym całunem
Zwiędłych katyńskich liści,
By nikt się nie doszukał,
By nikt się nie domyślił
Tej samotnej mogiły,
Tych prochów i tych kości –
Świadectwa największej hańby
I największej podłości.
– – –
Tej nocy zgładzono Prawdę
W katyńskim lesie,
Bo nawet wiatr, choć był świadkiem,
Po świecie jej nie rozniesie…
Bo tylko księżyc niemowa,
Płynąc nad smutną mogiłą,
Mógłby zaświadczyć poświatą
Jak to naprawdę było…
Bo tylko świt, który wstawał
Na kształt różowej pochodni
Mógłby wyjawić światu
Sekret ponurej zbrodni…
Bo tylko drzewa nad grobem
Stojące niby gromnice
Mogłyby liści szelestem
Wyszumieć tę tajemnicę…
Bo tylko ziemia milcząca,
Kryjąca jenieckie ciała,
Wyznać okrutną prawdę
Mogłaby – gdyby umiała.
– – –
Tej nocy sprawiedliwość
Zgładzono w katyńskim lesie…
Bo która to już wiosna?
Która zima i jesień
Minęły od tego czasu,
Od owych chwil straszliwych?
A sprawiedliwość milczy,
Nie ma jej widać wśród żywych.
Widać we wspólnym grobie
Legła przeszyta kulami –
Jak inni – z kneblem na ustach,
Z zawiązanymi oczami.
Bo jeśli jej nie zabrała,
Nie skryła katyńska gleba,
Gdy żywa – czemu nie woła,
Nie krzyczy o pomstę do nieba?
Czemu – jeśli istnieje –
Nie wstrząśnie sumieniem świata?
Czemu nie tropi, nie ściga,
Nie sądzi , nie karze kata?
– – –
Zgładzono sprawiedliwość,
Prawdę i wolność zgładzono
Zdradziecko w smoleńskim lesie
Pod obcej nocy osłoną…
Dziś jeno ptaki smutku
W lesie zawodzą żałośnie,
Jak gdyby pamiętały
O tej katyńskiej wiośnie.
Jakby wypatrywały
Wśród leśnego poszycia
Śladów jenieckiej śmierci,
Oznak byłego życia.
Czy spod dębowych liści
Albo sosnowych igiełek
Nie błyśnie szlif oficerski
Lub zardzewiały orzełek,
Strzęp zielonego munduru,
Kartka z notesu wydarta
Albo baretka spłowiała,
Pleśnią katyńską przeżarta.
I tylko p a m i ę ć została
Po tej katyńskiej nocy…
Pamięć n i e d a ł a się zgładzić,
Nie chciała ulec przemocy
I woła o s p r a w i e d l i w o ś ć
I p r a w d ę po świecie niesie –
Prawdę o jeńców tysiącach
Zgładzonych w katyńskim lesie.
[/acc_item]
[acc_item title=”Upić się warto – Wiktor Zborowski”]Taka noc październikowa, niewierna
I w te okna tylko deszcz, i ciągły plusk.
I taka chandra się kładzie cholerna,
I na głowę, i na serce, i na mózg.
Już cały dzień taki był i cały tydzień.
I będzie drugi, będzie trzeci taki sam.
Już nie mogę, już nie wiem, już nie widzę,
Co z sobą począć, gdzie się podziać z sobą mam.
Kochać nie warto, lubić nie warto,
Znaleźć nie warto i zgubić nie warto.
Przysiąc nie warto, wierzyć nie warto,
Chodzić nie warto i leżeć nie warto.
Pieścić nie warto, łowić nie warto,
Stracić nie warto, zarobić nie warto.
Sprzedać nie warto i kupić nie warto
Jedno co warto, to upić się warto.
Siedzieć i płakać, i śpiewać to warto.
Przypomina się cholerna dziewczyna.
No to co? I znowu bez niej ani rusz.
Ani ona była jedna jedyna,
Ani drugiej takiej mieć nie będę już.
Podeprzeć głowę rękami obiema,
Na siebie patrzeć niby tak jak obcy widz.
O co chodzi, że była, że jej nie ma?
Co z tego? A właśnie, że nic.
Kochać nie warto, lubić nie warto,
Znaleźć nie warto i zgubić nie warto.
Przysiąc nie warto, wierzyć nie warto,
Chodzić nie warto i leżeć nie warto.
Pieścić nie warto, łowić nie warto,
Stracić nie warto, zarobić nie warto
Sprzedać nie warto i kupić nie warto
Jedno co warto, to upić się warto.
Siedzieć i płakać, i śpiewać to warto.
Upić się warto, upić się warto.
W szynku na rynku wygłupić się warto.
W dobrej kompanii popić to warto.
Czystą, kroplami zakropić to warto.
Wódkę do łbów ponalewać to warto.
Siedzieć i płakać, i śpiewać to warto.
Z sercem ściśniętym duszą otwartą
Upić się, upić to jedno co warto.
[/acc_item]
[acc_item title=”Święty Mikołaj – Marian Hemar”]Święty Mikołaj w Polsce
Nie miewał z dziećmi kłopotów
Brał wór na plecy, kij w rękę,
I już był do drogi gotów.
I schodził – z nieba do Polski
A w Polsce już droga wiadoma
I znane każde miasteczko
I każda wioska znajoma.
Śnieg skrzypiał, a święty Mikołaj
Zachodził wszędzie, gdzie trzeba
I dawał prezenty. A rano
Wracał z Polski do nieba.
Ale w tym roku – o Boże –
Chodzi, latarką świeci –
Szuka – i znaleźć nie może –
Ach, pogubiły się dzieci!
Ach, w zgliszczach chatka Małgosi!
Ach, Jasia domek zamknięty!
Co stało się z dziećmi moimi?
Zmarnują się moje prezenty!
Czy burza okropna te dziatki
Jak ptaszki z gniazdek wygnała?
Gdzie Staś? Gdzie Marysia? Gdzie Franek?
Gdzie Kazik? Gdzie Zośka mała?
Próżno ich szukaj, wypatruj
I krzycz po nocy i wołaj –
Ach, chodził po Polsce i płakał
Strapiony święty Mikołaj.
Jak do was trafić o dziatki?
Jak znaleźć was w obcym tłumie?
Jak pytać o drogę do was,
Gdy nikt po polsku nie umie?
Chyba – iść przed się po śniegu
I patrzeć – gdzie gwiazdka świeci
Najniżej nad jakim domem –
Tam pewnie są polskie dzieci.
Tak znalazł je święty Mikołaj
Po trudzie wielkim, nareszcie
Odszukał gromadkę zgubioną
W obcym dalekim mieście.
„A co by wam dać? Czym by teraz
Najbardziej was uradować?”
A Jaś powiada: „Mój Święty,
Ty mnie do domu zaprowadź!”
A Kazik prosi: „Do domu!”
A Mania płacze „Mój zloty –
Tam został mój mały piesek
I pewnie piszczy z tęsknoty!”
Już wszystkie chórem proszą:
„Do domu! Do lalki! Do drzewa,
Co rośnie pod oknem! Do ptaszka,
Co po naszemu śpiewa”
I wszystkie chórem się modlą:
„Na co nam wszystkie prezenty!”
My chcemy wrócić do Polski –
Mój złoty, mój dobry, mój Święty!…”
A święty Mikołaj powiada –
(A łzy mu spadają na brodę) –
Przyrzekam wam dzieci, przysięgam
Że was do Polski przywiodę.
Jak niebo nad nami, jak gwiazdy
Na niebie iskrzące się złotem,
Jak Bóg nad gwiazdami – przysięgam –
Ze was do Polski przywiodę
Z powrotem!
[/acc_item]
[acc_item title=”Czy Ty wiesz moja mała – Jerzy Połomski”]Moja miła, mnie źle jest na duszy,
Nie myślę o tym, czy ta piosnka ciebie wzruszy.
Kiedy serce się z sercem pokłóci,
To już piosnka serca z dróg nie zawróci.
I nie tego mi żal dziś najwięcej,
Żem może ciebie kochał mocniej czy goręcej,
I żeś poszła, toś temu nie winna,
To już inna nieważna jest rzecz.
Czy ty wiesz, moja mała,
Że to smutny był żart,
Żeś mnie tak zapomniała
Jakbym nic nie był wart,
Jakby było nie warte
Twej pamięci, twej łzy,
Moje serce uparte.
A któż znał je jak ty?
Gdybym wiedział, że ty cierpisz i tęsknisz też,
Że ci brak miłości mej,
Gdybym wiedział, że mi jakoś dopomóc chcesz,
Może byłoby mi lżej.
Ale dziś, moja mała,
To brzmi trochę jak zgrzyt,
Żeś mnie tak zapomniała.
Jest mi też jest mi wstyd.
Raz ostatni, najmilsza, bądź zdrowa,
Na nutach znajdziesz może kiedyś moje słowa,
Może będą znajomi śpiewali,
Może przyjdziesz tu, usłyszysz je na sali.
Ty zrozumiesz, co piosnka ukrywa
I że jest o tobie i to, że jest prawdziwa.
Wtedy znajdź mnie przez salę oczami
I niech łzami zabłyśnie twój wzrok.
Czy ty wiesz, moja mała,
Że to smutny był żart,
Żeś mnie tak zapomniała
Jakbym nic nie był wart,
Jakby nic między nami,
Jakby nic nigdy w nas
Nie pachniało kwiatami,
Nie śpiewało do gwiazd.
Może mogłabyś powrócić?
Posłuchaj, wróć,
Daj mi znak, zrób jakiś gest!
Chociaż po co serce kłócić,
Żartami truć?
Niech już będzie tak jak jest.
Widzę sam, moja mała,
Tylem tylko był wart,
Byś mnie tak zapomniała
Jak w tej piosnce ten żart.
[/acc_item]
[acc_item title=”Może kiedyś innym razem – Mieczysław Fogg”]Może kiedyś, innym razem
Dziś na razie nie
Dzisiaj głowa jest pod gazem
Nie wie czego chce
Dni się robią co raz krótsze
Może jutro i pojutrze
Będzie lepiej
Dziś jest jeszcze źle
Może w maju, może w grudniu
Zresztą kto to wie?
Może dzisiaj po południu?
Może jeszcze nie.
Ja pod gazem ty pod gazem
Wszystko jedno, innym razem
W każdym razie dzisiaj nie.
[/acc_item]
[acc_item title=”Sam mi mówiłeś – Teresa Belczyńska”]Czemu żem ci tak wierzyła,
Gdyś mnie omotał słowami,
Żem ci jest nad wszystko miła,
Żeś życie w moje dłonie kładł.
Ach, źleś wywróżył mi,
Żeś sercu zdurzył mi,
Słowami zburzył mi świat.
Sam mi mówiłeś,
Że w moich oczach szczęście gości,
Sam mnie prosiłeś
O choćby drobny znak miłości.
Dziś kwiatów mi nie przynosisz,
Ani o miłość nie prosisz.
Ty sam mnie zabiłeś,
Więc jakże ci przebaczyć mam?
Jedno wiem, że gdybyś wrócił
I znowu rzekł mi to samo,
Gdybyś znów mi sen zakłócił
I burzę rzucił w serce me,
Znów uwierzyłoby,
Znów z tobą byłoby,
Dla ciebie biłoby znów.
Sam mi kłamałeś,
Że w moich oczach szczęście płonie,
Sam mnie błagałeś
Bym na twą głowę kładła dłonie.
Dlaczego dziś mi nie kłamiesz,
Dlaczego serce mi łamiesz?
Ty sam mnie zabiłeś
Więc jakże ci przebaczyć mam?
Sam mi kłamałeś,
Że w moich oczach szczęście gości
Sam mnie błagałeś
O odrobine choć milości
Dlaczego dziś mi nie kłamiesz,
Dlaczego serce mi łamiesz?
Ty sam mnie zabiłeś
Więc jakże ci przebaczyć mam?
[/acc_item]
[acc_item title=”Katarzyna Groniec – Krzyżówka”]Myślałam sobie już,
że mnie jakiś szał ogarnie,
bo to wyszło tak koszmarnie,
że ani rusz:
ani naprzód, ani wstecz,
tylko schować się do szafy!
Bo jak wybrnąć z takiej gafy?!
No potworna rzecz.
Zaprosiłam ich na party
Nie w tym celu
Żeby im robić na złość
Jakieś żarty w stylu bardzo złym
Zaprosiłam osiem osób
i szatański jakiś traf
to wykręcił w taki sposób,
bo był: Jaś z Felą, Miś z Dzidką,
Staś z Helą i Ryś z Lidką.
I wypadło osiem gaf, bo:
Lidka była pierwszą żoną Jasia,
a Hela była pierwszą żoną Stasia,
a Dzidka była pierwszą żoną Misia,
a Fela była pierwszą żoną Rysia.
A drugą żoną Rysia była Lidka,
a drugą żoną Stasia była Hela,
a drugą żoną Jasia była Dzidka,
a drugą żoną Misia była Fela.
Nic nie wiedziałam, dopiero teraz wiem,
ale rzecz cała jeszcze nie w tem!
Spojrzeli się po sobie
i od razu oczy w słup,
zrobiło się jak w grobie,
każdy zbladł jak trup.
Krew im odeszła z lic,
przestali wprost oddychać,
Jaś zapytał się – „Co słychać?”,
Fela rzekła – „Nic!”.
Ktoś bąknął, widząc mnie
i te cztery blade damy:
„My się chyba wszyscy znamy…!”
Ryś powiedział: „Nie!”
Myślałam w pewnej chwili,
bo nie wiedziałam, o co szło,
że się zaraz będą bili
wszyscy: Jaś, Fela, Miś, Dzidka,
Staś, Hela, Ryś, Lidka,
bo najgorsze było to, że
Lidka była trzecią żoną Stasia,
a trzecią żoną Misia była Hela,
a Dzidka była trzecią żoną Jasia,
a trzecią żoną Rysia była Fela,
a czwarta żona Jasia – właśnie Fela –
pół roku temu była z Misiem
i dla Misia właśnie się rozwiodła z Rysiem,
a po niej żoną Rysia była Hela,
a Helę właśnie rzucił Jaś dla Dzidki,
a Dzidka – choć jest dzisiaj żoną Misia –
podobno wciąż zazdrosna jest o Rysia,
więc Hela z Dzidką nienawidzą Lidki.
I każdy siedział zły i lodowaty,
i komplikacja była niebosiężna,
bo każdy z każdą był już raz żonaty
i każda z każdym była raz zamężna.
Patrzę na osiem naburmuszonych gęb,
ale to nic, to dopiero wstęp!
Pomyślałam – do złej gry
trzeba robić dobre minki.
Proponuję jakieś drinki,
prędko – raz, dwa, trzy.
Najpierw koktajl, potem dżin,
potem whisky znów – bez wody!
Żeby tylko pękły lody
i poznaję z min,
że już nastrój towarzyski,
że już uśmiechają się,
no to znowu – dżin i whisky,
bo ratować chcę,
gdy jest taka sytuacja.
No to znów dolewam im!
Nagle… nowa komplikacja!
Nagle Jaś, Fela, Miś, Dzidka,
Staś, Hela, Ryś, Lidka
zapomnieli, kto jest z kim…
Czy Lidka jest obecnie żoną Jasia?
Czy Hela jest za Misiem, czy za Rysiem?
No bo Fela mówi, że pamięta… Stasia!
Lecz nie wie, czy po Jasiu, czy przed Misiem…
O jedenastej każdy był wstawiony,
wypili whisky i dżin z angosturą…
Jest czterech mężów, siedzą cztery żony…
I każda z każdym, tylko: który z którą?!
Wypili bruderszaft i wciąż nie wiedzą,
i radzą, jak rozwiązać komplikacje.
Ołówki dałam im i teraz siedzą,
próbują robić wszystkie permutacje.
Jest piąta i nie wyszło nic nikomu,
a jeszcze nowych kombinacji mnóstwo.
Nie mogą ani rusz iść spać do domu,
bo z cudzą żoną iść – to cudzołóstwo!
Ja znam te panie, tu każdy o nich wie,
że z nimi żadne takie coś, o nie!
Rozwód – rzecz ludzka, życiowych wynik prób,
ale przed spaniem – koniecznie ślub!
[/acc_item]
[acc_item title=”Marjanna – Hanka Ordonówna”]
Marianna od tygodnia
Już żyje jak we śnie.
Na brzeg wybiega co dnia
Wygląda w siną mgłę
Wygląda w każdy ranek,
Czy żagiel widać już?
Czy jedzie jej kochanek
Marynarz modrych mórz?
Skronie biją jej jak młoty.
Płonie w sercu ciemna krew.
Ach pamięta te pieszczoty
I pamięta jego śpiew:
Marianna, ach Mariana,
Ta cudna panna
Upaja moje oczy
I zmysły mroczy.
Kto ujrzał cię Marianno,
Ten tobą jest pijany.
Szczęśliwy ten wybrany,
Co posiadł cię.
W srebrzysty biały ranek,
Z liliowej dali zórz,
Przyjechał jej kochanek,
Marynarz modrych mórz
I przywiózł w podarunku
Nad pereł droższy dar
Szaleństwo pocałunków
I krwi czerwonej żar
Potem w nocy w knajpie starej
Gdy z nią tańczył, a na wtór
Rozszalały się gitary,
Marynarzy śpiewał chór:
Marianna, ach Mariana,
Ta cudna panna
Upaja moje oczy
I zmysły mroczy.
Kto ujrzał cię Marianno
Ten tobą jest pijany.
Szczęśliwy ten wybrany,
Co posiadł cię.
W srebrzysty biały ranek,
W liliową oddal zórz,
Odjechał jej kochanek,
Marynarz modrych mórz
I zabrał na swą drogę
Na morza siny kres
Spłakana smutną perłę,
Jej serce pełne łez.
Wyglądała długo z brzegu,
Wyglądała w siną dal.
W dali okręt niknął w biegu,
U stop łkały szumy fal.
Marianna, ach Mariana,
Ta cudna panna
Upaja moje oczy
I zmysły mroczy.
Kto ujrzał cię Marianno,
Ten tobą jest pijany.
Szczęśliwy ten wybrany,
Co posiadł cię.
[/acc_item]
[acc_item title=”Filozofia małżeńska – Hanna Banaszak”]Żadnego cudu nie ma
Żadnego trudu nie ma
Dam tylko znak oczyma
On już wszystko wie
Żadnych zaklinań nie ma
I wypominań nie ma
Nic przecież go nie trzyma
Chce – to dobrze
A nie chce – to nie
Ale chce
Więc pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
Pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
Nie drugiego dnia po ślubie, to za późno, ty go trzep
Pierwszego dnia po ślubie, póki świeży ten chleb
I kocha cię, szanuje cię
Całuję cię za to, że
Dostał w łeb ten pierwszy raz
We właściwy czas
Żadnych zaklinań nie ma
I wypominań nie ma
I na nic się nie zżyma
Tylko z ręki je
I zawsze w domu zgoda
I sam mi wszystko poda
Bo na to jest metoda
Moja mama przed ślubem
Nauczyła i mnie
Że pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
Pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
My to znamy, bo na Kubie to codzienny nasz chleb
Że pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
I kocha cię, szanuje cię
Całuję cię za to, że
Dostał w łeb ten pierwszy raz
We właściwy czas
[/acc_item]
[acc_item title=”Tyle jest miast – Michał Bajor”]Serce się z dala trudzi
Szuka cię w dali znów
O miasto beztroskich ludzi
Rozśpiewanych dźwięczących słów
To przecie ta
Piosenka twa
Jeśli kochać się
To we Lwowie
Wszędzie jest dosyć
Wiosennej okazji
Do uśmiechu, do łez
Do bezsennej fantazji
Tyle jest gwiazd
Tyle jest miast
Niech ta piosnka ci o tym opowie
Idź w świat gdzie chcesz
Rób co umiesz, jak wiesz
Lecz jak kochać się
To we Lwowie
Idź w świat gdzie chcesz
Rób co umiesz, jak wiesz
Lecz jak kochać się
To we Lwowie
Przed ratuszową bramą
Leżą kamienne lwy
Wiedzą, że zawsze tak samo
Marzy młodość i kwitną bzy
Z zielonych drzew
Płynie ten śpiew
Jeśli młodym być
To we Lwowie
Wszędzie jest dosyć
Wiosennej okazji
Do uśmiechu, do łez
Do bezsennej fantazji
Tyle jest gwiazd
Tyle jest miast
Wszędzie dobrze i źle, po połowie
Idź w świat gdzie chcesz
Rób co umiesz, jak wiesz
Lecz jak młodym być
To we Lwowie
Idź w świat gdzie chcesz
Rób co umiesz, jak wiesz
Lecz jak młodym być
To we Lwowie
Muzyka gra
Żal w sercu łka
Lata płyną
I srebrzy się głowa
Coraz już mniej
Tej bezcennej okazji
Do uśmiechu, do łez
Do bezsennej fantazji
Tyle jest gwiazd
Tyle jest miast
Wszędzie znajdą cię piosnki tej słowa
Idź w świat gdzie chcesz
Rób co umiesz, jak wiesz
Chcesz znów młodym być
Wróć do Lwowa
Idź w świat gdzie chcesz
Rób co umiesz, jak wiesz
Chcesz znów młodym być
Wróć do Lwowa
[/acc_item]
[acc_item title=”Piosenka o Lwowie – Kapela Warszawska”]Serce się z dala trudzi
Szuka cię w dali znów
O miasto beztroskich ludzi
Rozśpiewanych, pogodnych słów –
Przed ratuszową bramą
Siedzą kamienne lwy
Wiedzą, że zawsze tak samo
Marzy młodość i kwitną bzy.
To właśnie tam piosenka trwa –
Jeśli kochać się, to we Lwowie
Wszędzie jest dosyć bezcennych okazji
Do uśmiechu, do łez, do bezsennej fantazji.
Tyle jest miast,
Tyle jest gwiazd,
Wszędzie dobrze i źle po połowie
Idź w świat gdzie chcesz
Rób co umiesz, jak wiesz –
Lecz jak kochać się – to we Lwowie.
Muzyka gra, żal w sercu łka
Chcesz szczęśliwym być – wróć do Lwowa
Wszędzie jest dosyć bezcennych okazji
Do uśmiechu, do łez, do bezsennej fantazji.
Tyle jest miast,
Tyle jest gwiazd,
Łata płyną i srebrzy się głowa
Idź w świat gdzie chcesz
Rób co umiesz, jak wiesz
Chcesz znów młodym być –
wróć do Lwowa.
[/acc_item]
[acc_item title=”Zawołaj mnie – Wiera Gran”]Słuchaj , nim się zamkną za mną drzwi
Jedno jeszcze chcę powiedzieć Ci
Jesteś młody , talent masz
Któż lepiej wie niż ja ,
Że będziesz sławę i pieniądze miał
Kobiet tyle ile będziesz chciał
I gdy Ci los to wszystko da
Niech Ci nie będzie żal , nie wołaj mnie
Idź prosto w swoją dal , nie wołaj mnie
Niech Ci nie będzie wstyd
Gdy innej więcej szczęścia dasz
Tem łatwiej będzie nam , nie wołaj mnie
I winę na mnie zwal , nie wołaj mnie
Idź prosto na sam szczyt
A ludziom pokaż jasną twarz
Powiedz sobie ; trudno trzeba było
Usta zatnij , wiesz…
Wyrzuć mnie z pamięci , serca siłą
Tak ja ja spróbuję też…
Niech Ci nie będzie żal , nie wołaj mnie
I listy moje spal , nie wołaj mnie
Zniszcz każdy ślad i znak
I powiedz — trudno los chciał tak
Słuchaj , przecież wszystko może być
Gdybyś chory był lub zaczął pić
Gdybyś stracił wiarę w talent swój
I swoją moc
Gdyby ktoś Cię zdradził albo zwiódł
Gdybyś cierpiał krzywdy albo głód
I nie miał nic i został sam
Niech Ci nie będzie żal , zawołaj mnie
Przez mrok i śnieg i dal , zawołaj mnie
Niech Ci nie będzie wstyd
Że do mnie wracasz dolą złą
Zbierz w sercu całą moc , zawołaj mnie
Stań w oknie , krzyknij w noc , zawołaj mnie
Stań w oknie , krzyknij w świat
Tak jak się woła matkę swą
Gdzieś za siódmą górą , siódmą rzeką
Znajdzie mnie Twój głos
Choćbym była nie wiem jak daleko
Nie wiem z kim i nie wiem gdzie
Jak cios przeszyje serce dreszcz
Wołałeś mnie…
Przybiegnę w noc i deszcz , wołałeś mnie
Nim w oknie stanie świt
Znów będę tulić głowę Twą…
[/acc_item]
[acc_item title=”Wspomnij mnie – Sława Przybylska”]Na wspomnienia fali
W lazurowych chwil błękicie
Mknie ku tobie drżąca myśl
Jak bezwolna łódź
Znowu lśnią w oddali
Oczy droższe ponad życie
Raz ostatni pozwól dziś
Sen o szczęściu snuć
Wspomnij mnie
Jeszcze tylko wspomnij mnie
Poprzez wszystek czas i dal
I tłum obcych lic
Wspomnij mnie
Może zadrży serce twe
Może zadrży w sercu żal
Więcej nie chcę nic
Dni przemija tyle
Może nagle, może skrycie
Pośród innych obcych słów
Znajdziesz imię me
Zostań przy nim chwilę
Chciałeś zostać całe życie
Na tę jedną chwilę znów
W sercu zamknij je.
Wspomnij mnie
Jeszcze tylko wspomnij mnie
Poprzez wszystek czas i dal
I tłum obcych lic
Wspomnij mnie
Może zadrży serce twe
Może zadrży w sercu żal
Więcej nie chcę nic
[/acc_item]
[/accordion]
Wybór wierszy Mariana Hemara
- Akademia warszawska
- Apostrofa do ojczyzny
- Ballada freudowska
- Ballada o sytuacji bez wyjścia
- Bukareszt
- Cierpienia młodego Wertera
- Czerwiec
- Czy pani Marta…
- Defilada
- Dieta
- Dla Polskiej Fundacji Kulturalnej
- Do generała
- Do przyjaciół niemieckich
- Do sąsiadów
- Dwie Ziemie Święte
- Dyktator
- Dziady
- Fonetyka
- Fraszki
- ..
- Grudka ziemi
- Inwokacja
- Kolęda lwowska
- Krzyk nad Wisłą
- List do pana prokuratora w Szczecinie
- Lizus czy warchoł
- Mały gigolo
- Małżeństwo doskonałe
- Maryla
- Mazowsze
- Melodia paryska
- Mixta composita
- Modlitwa do Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej
- Moja ojczyzna
- Moja przekora
- Moja żona
- Moje wielkie odkrycie
- Monte Cassino 1969
- Muezzin
- Na 19 marca
- Na krasomówstwo
- Nadzieja
- Narzeczony
- Nieprzyjemności
- Odpowiedź
- Ostatni wiersz
- Pani się nic nie zmieniła…
- Personalia
- Pierwsza piosenka o Lwowie
- Piosenka o przychodni lekarskiej w Londynie
- Piosenki warszawskie Mariana Hemara
- Polska hagiografia
- Polskie Radio
- Pomnik
- Porzundek
- Powrót Odysa
- Propaganda
- Przekleństwo inteligencji
- Przypowieść starochińska
- Przysłowia
- Puścizna
- Rozmowa z żołnierzem
- Rurociąg
- Silni, zwarci, gotowi
- Solski
- Sprawiedliwość
- Strofa Żałobna
- Strofy lwowskie
- Strzelec i generał
- Teoria względności
- Testament Chopina
- To już dwudziesta rocznica
- Warszawa 1934
- Wenecja 1968
- Wielka obrona Warszawy
- Wierszyk nie całkiem sentymentalny
- Wstęp do bajek
- Wstęp do bajek
- Zawód: literat
- Zdemaskowane piosenki
- Zdrada
- Ziemia lwowska
- Żargonauci
- Życzenie
- Żywot człowieka w Polsce wytwornego
Nie sposób wymienić tutaj wszystkich wierszy Mariana Hemara ze względu na ich ilość, powstało ich wiele tysięcy…