Gdyby „Tygodnik Powszechny” nie był pismem, a piłkarzem, zyskałby osobliwą sławę specjalisty od goli strzelanych drużynie, w której nominalnie występuje. Właśnie znów wpakował spektakularnego „samobója” do kościelnej bramki.
To już niemalże rytuał: czytelnik zagląda na łamy „TP”, chwyta się za głowę, po czym patrzy na winietę (tak, tak: to wciąż „Katolickie pismo społeczno-kulturalne”) i znowu czyta to, co przed chwilą niezmiernie go zdumiało, żeby sprawdzić raz jeszcze, czy na pewno dobrze widzi.
Tym razem, nomen omen, rzecz dotyczy samobójstwa, a konkretnie samospalenia Piotra Sz. Desperat na moment swojej śmierci – zapewne nieświadomie – wybrał akurat rocznicę porwania błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, bestialsko zakatowanego przez komunistów. Obie ofiary różni praktycznie wszystko: przede wszystkim zaś społeczne i polityczne realia, sposób zadania śmierci i jej okoliczności oraz intencje tych, którzy oddali życie. Nie sposób jakkolwiek zrównywać obydwu przypadków i – na szczęście – nikt chyba jeszcze do tego się nie posunął. Jednak komentarze w mediach wrogich względem obecnego obozu władzy nawiązują do równie tragicznych co samobójcy z Placu Defilad, lecz jakże odległych w czasie i kontekście zgonów Jana Palacha czy Ryszarda Siwca – właśnie z epoki, w której zginął ksiądz Jerzy. Totalna opozycja od kilkunastu dni używa aktu totalnej autodestrukcji nieszczęsnego człowieka w charakterze politycznej amunicji. Posługuje się przy tym historyczną analogią – tak fałszywą, że aż absurdalną. Ubliża w ten sposób wszystkim ofiarom zbrodniczego komunizmu, bo gdzie Bierut, Gomułka i Jaruzelski, a gdzie Kaczyński?
Oczywiście, nie ma również w tym kłamliwym obrazie perspektywy katolickiej, bo nie może jej być. Skąd mają wiedzieć zadeklarowani ateiści i antyklerykałowie, że życie nie należy do nas, lecz do Stwórcy, a my mamy obowiązek swego doczesnego bytowania strzec i o nie dbać? Gdy ludzie ci wynoszą pod swoje puste niebiosa tragiczne, lecz bezbożne gesty rozpaczy Palacha, Siwca czy Piotra Sz., można to jeszcze zrozumieć, a na pewno warto pomodlić się o ich nawrócenie. Ale jeśli to samo czyni ksiądz?
W artykule na portalu „Tygodnika Powszechnego” Adam Boniecki MIC pisze: „Jedni w trudnych chwilach zaszywają się w mysią dziurę, by przeczekać, drudzy protestują na ulicach, inni po prostu uciekają z kraju (mówią: „póki można”). Są wreszcie i tacy, którzy twierdzą, że aby coś zmienić, trzeba być blisko rządzących. Ale wciąż są jeszcze tacy Polacy, jak Piotr Sz. Tacy, co lepiej niż inni widzą zagrożenia i zniszczenia, które opisał i piętnastokroć w swym liście oprotestował. Był przekonany, że u nas nikt i nic procesu destrukcji nie powstrzyma, jeżeli coś nie „wstrząśnie sumieniami wielu osób””.
Autor wpisuje październikowe samospalenie w ramy patriotyczne i widzi dla czynu desperata nie tylko wytłumaczenie, ale i usprawiedliwienie. Czytamy też w tekście księdza Bonieckiego: „Istnieją ludzie, którzy cierpią, bo kochają Ojczyznę, są ludzie, dla których los Ojczyzny jest równie ważny, a nawet ważniejszy, niż ich własny, że w Polsce jeszcze są ludzie, którzy Ojczyznę kochają”. Tekst katolickiego kapłana kończy się cytatem, najwyraźniej jednak oddającym pogląd podzielany przez duchownego: „Chcę dodać, że formę pańskiego sprzeciwu uważam za najbardziej ze wszystkich szlachetną…”.
Pod koniec artykułu publicysta w sutannie jakby przypomniał sobie, że jest księdzem. Zacytował nawet Katechizm, w odniesieniu do moralnej nauki Kościoła, ale – niestety – po „tygodnikowemu”, czyli wybiórczo. Spośród czterech punktów odnoszących się do samobójstwa, przytoczył jedynie ostatni. Mówi on, że osąd człowieka należy do Boga i nie można kategorycznie orzekać potępienia samobójcy. Katolik zaś powinien żywić nadzieję co do tego, że osoby, które odebrały sobie życie, znajdą jednak wieczne zbawienie.
A co pominął autor? Otóż słowa zdecydowanego potępienia samobójczych aktów, przypomnienie, że Panem życia jest Pan Bóg, zaś targnięcie się na własne doczesne istnienie przeczy naturze i znieważa miłość bliźniego. Trudna jest ta mowa, w „Tygodniku” nie chcą jej słuchać.
Roman Motoła, pch24.pl