PKP Energetyka to spółka kluczowa dla bezpieczeństwa kraju. Jest monopolistą w zakresie dystrybucji energii elektrycznej do kolejowej sieci trakcyjnej i jedynym właścicielem sieci zasilającej trakcję elektryczną linii kolejowych w Polsce. Będąc pod kontrolą Skarbu Państwa co roku notowała spore zyski (2012 – 65 mln zł; 2013 – 90 mln zł; 2014 – 49 mln zł). Niestety, rząd Ewy Kopacz wpadł na pomysł, aby PKP Energetykę sprywatyzować i tuż przed oddaniem władzy sprzedał ją prywatnemu funduszowi z Luksemburga…
Decyzja o prywatyzacji PKP Energetyki została podjęta we wrześniu 2015 r., tuż przed wyborami parlamentarnymi, które odsunęły ekipę PO-PSL od władzy. Spółkę sprzedano za 1,41 mld zł luksemburskiemu funduszowi private equity CVC Capital Partners. Przypomnijmy, że PKP Energetyka w chwili prywatyzacji odpowiadała za 5,3 proc. krajowej sprzedaży energii i zatrudniała ok. 7 tys. pracowników. Co jednak najważniejsze – miała ona monopol (infrastrukturę) na dostarczanie energii elektrycznej wszystkim działającym w Polsce podmiotom kolejowym, dzięki czemu przynosiła co roku spore zyski. W 2012 roku było to 65,6 mln zł, rok później – 90 mln zł, a w 2014 roku – 48,7 mln zł.
Niestety, ekipa PO-PSL na finiszu swoich rządów z jakiegoś powodu podjęła decyzję o prywatyzacji PKP Energetyki. Eksperci rynku kolejowego już wówczas nie mieli wątpliwości, że prywatyzacja ta jest pozbawiona sensu gospodarczego, biznesowego i funkcjonalnego. Janusz Zubrzycki, dyrektor zarządzający w Zespole Doradców Gospodarczych TOR, w wypowiedzi dla portalu Rynek-Kolejowy.pl stwierdził, że prywatny właściciel będzie mógł „zrobić ze spółką to co zechce i niekoniecznie będzie się kierował interesem polskiej kolei, w rozumieniu sprawnego funkcjonowania PKP PLK. Nie trudno jest sobie wyobrazić sytuację dwukrotnego wzrostu cen. W końcu będzie to monopolista prywatny”.
Kontrolerzy NIK niestety potwierdzili ww. obawy. W wydanym kilka dni temu raporcie pokontrolnym nt. sprzedaży PKP Energetyka stwierdzono, że sama prywatyzacja „nie budzi zastrzeżeń z punktu widzenia legalności”, jednak fakt, iż spółkę sprzedano inwestorowi finansowemu (CVC Capital Partners), a nie branżowemu niesie ze sobą trzy konkretne ryzyka:
1) Po osiągnięciu założonej stopy zwrotu z inwestycji CVC Capital Partners może nie być zainteresowany dalszym utrzymywaniem akcji i wystawić je na sprzedaż. Kolejny nabywca natomiast może być podmiotem z różnych względów niepożądanym z punktu widzenia polskiego rynku przewozów kolejowych lub rynku energetycznego.
2) Drugim ryzykiem jest potencjalny brak zainteresowania długoterminowym, jakościowym rozwojem oferty produktowej Spółki, wynikający z faktu, że aktualny właściciel PKP Energetyka SA jest inwestorem finansowym. Działalność gospodarcza w warunkach naturalnego monopolu nie stwarza bowiem przymusu szybkiego nadążania za rozwojem branżowych technologii czy tworzenia własnego know-how. Skłania raczej do poszukiwania punktu równowagi pomiędzy rozwojem a realizacją założonych bieżących, zysków. W konsekwencji może to spowodować, że oferta ta w określonym momencie zacznie rozmijać się z potrzebami innych spółek grupy PKP SA.
3) Trzecim z istotnych ryzyk jest ograniczony do czterech lat okres ważności umów zawartych przed prywatyzacją przez PKP Energetyka SA z innymi spółkami grupy kapitałowej PKP SA. Umowy te zawierają wprawdzie opcję przedłużenia na kolejne cztery lata, niemniej przyszłe warunki współpracy (np. świadczenia usługi utrzymania sieci) mogą okazać się daleko mniej korzystne niż obecnie. PKP SA nie będzie miało żadnego wpływu na działania PKP Energetyka SA, gdyż podmiot ten funkcjonuje już poza strukturą grupy kapitałowej.
Pisałem już o tym wcześniej, ale nie zaszkodzi powtórzyć – nie powinno podlegać dyskusji to, że spółki kluczowe dla bezpieczeństwa kraju, które zarządzają strategiczną infrastrukturą czy siecią przesyłową, nie mogą być prywatyzowane, a przynajmniej nie powinny być sprzedawane zagranicznym podmiotom, które są nastawione przede wszystkim na osiągnięcie zysku. Niestety ekipa Platformy Obywatelskiej uważała inaczej.