„Wzajemna solidarność i pomoc naszych Narodów w 1956 r. stanowią szczególną wartość, którą należy wspólnie upamiętnić”. Należy jednak stwierdzić, że sprowadzenie solidarnej postawy dwóch narodów — polskiego i węgierskiego — wyłącznie do tragicznych pamiętnych wydarzeń sprzed sześćdziesięciu lat nie oddaje w pełni istoty wielowiekowej przyjaźni, tak rzadko spotykanej w stosunkach między narodami.
O zbliżeniu Polski i Węgier można mówić od początku państwowości obu krajów. Już obopólne kontakty z okresu średniowiecza i epoki nowożytnej budowały wizerunek Węgrów w Polsce i Polaków na Węgrzech. Wzajemną sympatię cementowały związki władców Polski z księżniczkami węgierskimi. Do pierwszego mariażu doszło już za panowania Bolesława Chrobrego, który za drugą żonę miał pojąć nieznaną z imienia, domniemaną córkę św. Stefana. Najsilniej jednak zaznaczyła się obecność na polskich tronach dwóch świętych de facto polskich, lecz z pochodzenia Węgierek — św. Kingi (żony Bolesława Wstydliwego) i św. Jadwigi (panującego króla Polski). We wdzięcznej pamięci Polacy zachowywali czasy polsko-węgierskiej unii personalnej w okresie panowania Lajosa (Ludwika — zwanego na Węgrzech Wielkim), a przede wszystkim władcy Siedmiogrodu, Stefana Batorego, uchodzącego za twórcę i najznamienitszego realizatora ówczesnej polskiej polityki wschodniej. Podobnie Węgrzy z nostalgią odnosili się do okresu panowania w ich kraju potomków Kazimierza Jagiellończyka — Ujlaszla II (Władysława II) i Lajosa II (Ludwika II). Duże znaczenie dla ukształtowania solidarności polsko-węgierskiej miało drugie półrocze XVIII w., kiedy to ziemia polska stała się azylem dla magnaterii węgierskiej występującej przeciwko panowaniu Habsburgów i kiedy — analogicznie — Węgry po upadku konfederacji barskiej udzieliły schronienia szlachcie polskiej występującej przeciwko kurateli Rosji. Z tego okresu pochodzi też bodaj najbardziej znane powiedzenie, utrwalone w powszechnej świadomości i determinujące wzajemne relacje obu narodów: „Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki. Oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi!”.
Prawdziwą wartość solidarności oba narody ukazały światu w XIX w., kiedy to przedstawiciele Polski zaznaczyli swój udział w rewolucji węgierskiej 1848 r., Węgrzy zaś w powstaniu styczniowym 1863 r. Znacznym wsparciem dla Węgrów pozostawały dwa legiony utworzone z Polaków — w większości uczestników powstania krakowskiego w 1846 r.. Pierwszy, wchodzący w skład Armii Górnych Węgier, stworzony w Miszkolcu przez gen. Józefa Wysockiego, wsławił się m.in. w bitwach pod Szolnkokiem i Hatvan. Drugi z kolei, dowodzony przez gen. Józefa Bema, wsławił się wyparciem Austriaków z Siedmiogrodu. Symptomatycznym dowodem zaufania Węgrów do Polaków stała się decyzja Lajosa Kossutha, niewahającego się oddać w ręce polskich oficerów naczelnego dowództwa powstania. Walczącym oddziałom honwedów przewodzili generałowie Henryk Dembiński i Józef Bem. Szczególnie ten ostatni doczekał się uznania Węgrów, przechodząc do historii tego narodu określany mianem „ojczulka Bema”. Był on również jedynym obcokrajowcem, a prawdopodobnie również jedynym człowiekiem, który dostąpił szczególnego wyróżnienia: odznaczony został gwiazdą wykonaną z fragmentu historycznej korony św. Stefana, zaś w miejsce ubytku w narodowej relikwii została implantowana plakieta z napisem „József Bem”.
Wdzięczność Węgrów znalazła po latach swe odbicie w zaangażowaniu byłych uczestników powstania 1848 r. w polską insurekcję 1863 r. Do najbardziej znanych „węgierskich” epizodów powstania styczniowego należała działalność operującego w powiecie olkuskim oddziału kapitana Alberta Esterházy’ego de Galantha, ps. „Otto”. Trzon jednostki stanowiła rota Węgrów, służących wcześniej pod rozkazami Esterházy’ego w kampanii włoskiej. Oddział ten został rozbity w bitwie pod Mełchowem 30 września 1863 r., w której poległ również dowódca formacji (pochowany na cmentarzu parafialnym w Niegowej — obecnie powiat myszkowski; notabene w tej samej bitwie trwale okaleczony został późniejszy święty — brat Albert Chmielowski). Innymi przedstawicielami narodu węgierskiego, wpisującymi się w tradycję walki „Za wolność Waszą i naszą…” byli walczący w oddziałach płk. Marcina „Lelewela” Borelowskiego: poległy w bitwie pod Panasówką i pochowany w Zwierzyńcu mjr Edvárd Nyáry oraz baron ppłk József Wallisch, śmiertelnie postrzelony w bitwie pod Batorzem. Polsko-węgierskie braterstwo broni dało również o sobie znać w latach I wojny światowej. Niemal nieznanym pozostaje fakt, iż w Legionach Polskich służyło ok. 500 Węgrów, w tym kilku (a może nawet kilkunastu) w Pierwszej Brygadzie pod bezpośrednimi rozkazami Józefa Piłsudskiego.
Mimo iż w okresie dwudziestolecia relacje polsko-węgierskie nie należały do intensywnych, solidarność Węgrów zaznaczona została wyraźnie zarówno w momencie odrodzenia państwa polskiego, jak i w chwili upadku II Rzeczypospolitej. Choć 30-tysięczny legion kawalerii węgierskiej został oddany do dyspozycji narodowi polskiemu, toczącemu walkę na śmierć i życie z bolszewickim najeźdźcą w 1920 r., jednostce honwedów nie dane było stanąć do walki razem z Polakami. Na przeszkodzie temu stanęła decyzja ówczesnego rządu Czechosłowacji o nieudzieleniu prawa przemarszu przez swe terytorium. Niemniej Polacy realnie odczuli wsparcie Węgrów. W krytycznym momencie, na kilka dni przed bitwą warszawską, do Polski dotarł transport amunicji wyprodukowanej w węgierskich zakładach zbrojeniowych. Naboje i pociski darowane przez Węgrów, w równie realnym stopniu co geniusz strategiczny Józefa Piłsudskiego i męstwo polskiego żołnierza, wpłynęły na wynik osiemnastej, decydującej bitwy w dziejach świata.
Dla losów Polaków duże znaczenie miało ustanowienie granicy polsko-węgierskiej 16 marca 1939 r. W wojnie obronnej, toczonej przeciwko trzem agresorom, rozgraniczenie polsko-węgierskie stało się prawdziwą linea amicitia. Symbolicznie dał temu wyraz premier Pál Teleki, odmawiając żądaniu Hitlera dokonania wspólnej z Niemcami agresji na Polskę. Oficjalnie węgierski premier miał stwierdzić, iż „ze strony Węgier jest sprawą honoru narodowego, by nie wziąć udziału w jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciw Polsce”, nieoficjalnie zaś, w bezpośredniej, telefonicznej rozmowie z Führerem wyrazić się miał jeszcze dosadniej: „Prędzej wysadzę nasze linie kolejowe, niż wezmę udział w inwazji na Polskę”. Przekraczający tę granicę uchodźcy polscy doświadczyli niezliczonych dowodów współczucia i gościnności „bratanków”. Znamienny był także udział Węgrów w Powstaniu Warszawskim. Na skutek bezpośredniego żądania Hitlera regent Węgier, adm. Miklós Horthy zmuszony został do wysłania do Warszawy 20-tysięcznego korpusu dowodzonego przez nomen omen płk Bélę Lengyela [Lengyel — węg. Polak]. Węgrzy nie tylko nie wzięli udziału w walkach przeciwko Polakom, ale półoficjalnie wspierali powstańców, natomiast zupełnie otwarcie sympatyzowali z ludnością polską. Kilkunastu Węgrów zapłaciło najwyższą cenę, broniąc Polaków przed eksterminacyjnymi działaniami oddziałów SS, a ich mogiły w Konstancinie i Podkowie Leśnej pozostają do dziś świadectwem solidarności obu narodów w okresie najcięższej próby.
Niewątpliwie największą próbą solidarności Polaków wobec Węgrów były wydarzenia 1956 r. Inspiracją dla Rewolucji’56 stał się przebieg polskiego Października. Nie przez przypadek budapeszteńska manifestacja studentów zwołana w dniu 23 października, inicjująca węgierski protest z 1956 r., wzięła swój początek pod pomnikiem gen. Józefa Bema. Również trudno uznać za przypadek, iż mieszkańcy stolicy wszczęli nierówną walkę z systemem pod hasłem rzuconym przez węgierskiego poetę Győrgy Gőmőriego: „Wszyscy Węgrzy chodźcie z nami, pójdziemy za Polakami”. W tych wspaniałych dla Węgier dniach — naznaczonych odsunięciem od władzy komunistów Ernő Gerő, powołaniem rządu Imre Nágy’ego, wystąpieniem Węgier z Układu Warszawskiego wraz z ogłoszeniem neutralności — oczy większości Polaków skierowane zostały na Budapeszt. Po prośbie nowego I sekretarza Komunistycznej Partii Węgier Jánosa Kádára o pomoc w stłumieniu kontrrewolucyjnego powstania, skutkującej interwencją wojsk ZSRR i krwawą pacyfikacją kraju, społeczeństwo polskie spontanicznie przystąpiło do organizowania pomocy bratniemu narodowi. Przede wszystkim zainicjowano zbiórkę pomocy materialnej, a ofiarność Polaków przeszła wówczas najśmielsze oczekiwania. W efekcie ogłoszonej kwesty na konto Polskiego Czerwonego Krzyża wpływało ok. miliona złotych dziennie (przy przeciętnej miesięcznej pensji polskiego robotnika na poziomie 900 zł). Wartość przekazanej Węgrom pomocy ze strony narodu, który nie zdołał odbudować swego kraju po drugiej wojny światowej i który w jej trakcie poniósł największe straty materialne i osobowe, zamknęła się kwotą 2 mln (ówczesnych) dolarów. Jeszcze większa ofiarność towarzyszyła ogłoszonej przez Polskie Radio akcji honorowej zbiórki krwi. Odzew był tak wielki, iż stacje krwiodawstwa — pracujące w cyklu 24-godzinnym — nie nadążały z obsługą wszystkich ofiarodawców. Jak silnym pozostawał imperatyw solidarności z walczącymi Węgrami świadczył epizod z Zielonej Góry, gdzie działacze PZPR uczestniczący w posiedzenia Komitetu Wojewódzkiego po jego zakończeniu poszli… oddać krew dla walczących o wolność i rannych Węgrów. Spontaniczność tych chwil utrwalił w swym wierszu Tadeusz Kubiak pisząc: „Siostro, otwieraj żyły igłą zimną jak lód, bierz dla tych, co konają moją żywą krew”. Zanim do Budapesztu zdołała dotrzeć jakakolwiek pomoc ze strony „wolnego świata”, jako pierwsze dotarły transporty z Polski z żywnością, lekarstwami, sprzętem medycznym, materiałami opatrunkowymi i najcenniejszym ówcześnie oczekiwanym darem — 800 litrami krwi. Realizacji nie doczekały się społeczne, indywidualne inicjatywy przyjścia Węgrom ze zbrojną pomocą, przede wszystkim z powodu tempa zwycięskiej ofensywy wojsk sowieckich, zakończonej opanowaniem Budapesztu. Niemniej jeszcze po zakończeniu walk organizowane były demonstracje solidarności z pokonanymi Węgrami. Ze spontanicznym odzewem Polaków spotkała się również akcja udzielania świątecznej gościny dzieciom węgierskim — sierotom po poległych uczestnikach walk.
Traumatyczne doświadczenia Węgrów zaowocowały kilkunastoma latami apatii. Choć przez pamięć wydarzeń 1956 r. Madziarowie nie byli skłonni do szerszej aktywności politycznej, z mniej bądź bardziej skrywaną sympatią przyglądali się działaniom antysystemowym w innych krajach bloku komunistycznego. Elitom węgierskim nie umknęły oczywiście wydarzenia na polskim Wybrzeżu w grudniu 1970 r., jak również w Radomiu w czerwcu 1976 r. (te ostatnie wzbudzały zainteresowanie w związku z przypadającą wówczas 20. rocznicą wydarzeń węgierskich). Szczególnie uważnie przyglądano się „karnawałowi Solidarności”, a wprowadzenie stanu wojennego przywoływało u Węgrów analogie z utopieniem we krwi Rewolucji’56. Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce wyzwoliło na Węgrzech spontaniczny odruch pomocy, który z czasem zaowocował wykształceniem niesformalizowanych struktur nowej organizacji: „Solidarności polsko-węgierskiej”. Kiedy w Polsce pojawiły się pierwsze oznaki erozji systemu politycznego, działacze „Solidarności polsko-węgierskiej” uaktywnili się na ulicach Budapesztu, torując w świadomości Węgrów przekonanie, iż upadek komunizmu w obu krajach pozostaje tylko kwestią czasu.
Wspólne doświadczenia Polaków i Węgrów stały się pod – stawą decyzji parlamentu Węgierskiego z 2 marca 2007 r. o ustanowieniu dnia 23 marca Dniem Przyjaźni Polsko-Węgierskiej. 6 marca 2007 r. analogiczną uchwałę przyjął Sejm RP. Co charakterystyczne, pierwszym obchodom towarzyszył fragment pożegnania skierowanego do Węgrów przez gen. Józefa Wysockiego, wypowiedzianego w momencie, gdy wycofujące się z terenów węgierskich wojska polskie przekraczały Dunaj: „Walczyliśmy razem, wiecie o tym dobrze, nie jako najemnicy, nie dla osobistych widoków, ale w nadziei, że wasze powodzenie i wzięty przez nas w nim udział stanie się podstawą do walki dalszej, która jest nieustającym celem życia naszego, do walki o niepodległość Polski, której bez niepodległości Węgier ani się utrzymać, ani do skutku nie da się doprowadzić… Zachowajcie jak my i wierność dla ojczyzny i wiarę w jej przyszłość… i czas przyjdzie kiedy znowu — daj Boże tylko wspólnie — wznowi – my tę świętą walkę. A wtenczas w sprawiedliwości Waszej wspomnijcie, żeśmy wam dotrwali do końca”. Deklaracja Polaków, wypowiedziana 20 sierpnia 1849 r., towarzyszyła obu narodom w ich trudnej historii. Wydaje się, że również dziś słowa wypowiedziane przed 167 laty nie zatraciły swe – go ponadczasowego przesłania.
Arkadiusz Adamczyk, artykuł za: „Kronika Sejmowa” Wydanie Specjalne – kwiecień 2016