W latach drugowojennej zawieruchy w Niemczech działała organizacja o nazwie Lebensborn. Organizacja ta z założenia zajmowała się „hodowlą” doskonałych obywateli tysiącletniej rzeszy. W czasie wojny jednak, prócz łączenia Niemców w pary, zajmowała się również wywożeniem dzieci z okupowanych krajów.
Zdawać by się mogło, że tego typu zjawiska nie powinny istnieć w dzisiejszych czasach. Jednak przypominam, że wciąż żyjemy w czasach szalonej poprawności politycznej i obligatoryjnej tolerancji wobec wszystkiego co nowoczesne, a bardzo często również niepoważne.
W tym konkretnym wypadku sytuacja dotyczy 22-letniej Polki, która została pozbawiona dwójki dzieci przez nimiecki Jugendamt. Klaudia Majewska zgłosiła się w roku 2018 do urzędu w Bad Salzuflen z prośbą o przydzielenie mieszkania niej i dla jej rodziny. Dotychczas mieszkała u swojej matki.
Po tym zdarzeniu urząd socjalny odebrał katolickiej matce dwoje dzieci, półrocznego synka i niewiele starszą córkę. Następnie rozdzielił dwoje dzieci i przydzielił je dla rodzin pochodzenia tureckiego, co sprzeczne jest z jakimikolwiek normami. Co więcej urząd zezwolił jedynie na niewielki kontakt matki z dziećmi, jednak nie przeszkodziło to matce w uzyskaniu informacji o złym traktowaniu dzieci.
Sprawią z miejsca zajął się polski aktywista Wojciech Pomorski, będący działaczem „Polskiego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech”.
Nie jest to pierwsza tego typu sytuacja w Niemczech związana z polską rodziną. Wiele rodziców żyje tam w strachu przed utratą dzieci, ponieważ decyzje o odebraniu pociech mogą zapadać według widzimisię urzędników.
Bezzasadne jest pozbawienie tych dzieci matki, a skandalem ich rozdzielenie i przetrzymywanie w tureckich „rodzinach” zastępczych. W sytuacjach spornych, jeśli już dzieci miałyby zostać czasowo rozdzielone z matką, należałoby je umieścić w rodzinie zbliżonej kulturowo i językowo do rodziny pochodzenia.