Nie mam wątpliwości, że wybrani przez PO-PSL sędziowie Trybunału Konstytucyjnego wyznaczają nowe standardy nowoczesnego sądownictwa. Najpierw piszą wyrok z uzasadnieniem, a dopiero potem wysłuchują argumenty stron podczas rozprawy. No tak, przecież to logiczne i spójne, a każdy kto myśli inaczej jest PiS-owskim wywrotowcem… :-)
Zgodnie z doniesieniami portalu wPolityce.pl wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca wraz z uzasadnieniem na temat zgodności z Konstytucją ustawy o TK krążył „po mieście” już na dwa tygodnie przed rozprawą, a politycy Platformy Obywatelskiej mieli go sobie wzajemnie przesyłać, poprawiać i komentować poszczególne fragmenty. Jeśli to prawda, to interesuje mnie po co w ogóle była rozprawa z 8 marca, na której sędziowie TK wsłuchiwali się w argumenty poszczególnych stron? Po jaką cholerę zorganizowano tę hucpę, skoro i tak z góry wiadomo było jak wszystko się zakończy? Czy tak wygląda praktyka i nowoczesne standardy sądownictwa, że najpierw pisze się wyrok wraz z uzasadnieniem, a dopiero później wysłuchuje strony podczas rozprawy?
Pomijam tutaj kwestię samego rozstrzygnięcia. Wszak było można się spodziewać, że opanowany przez wybranych głosami PO-PSL skład TK wyda takie, a nie inne orzeczenie. Jawną kpiną jest natomiast fakt odstawiania szopki z przesłuchaniami i publiczną rozprawą, na której rzekomo ma być dopiero podejmowane rozstrzygnięcie w sprawie. Jawną kpiną jest totalne olanie regulaminu funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego, który w par. 44 pkt 2 jasno wskazuje: „Orzeczenie zapada na naradzie po zamknięciu rozprawy”. Rozumiem, że w przypadku wczorajszego orzeczenia narada odbyła się dwa tygodnie przed zamknięciem rozprawy? No bo jak inaczej interpretować to, że wyrok z 9 marca krążył sobie po internecie na długo przed formalnym zamknięciem rozprawy?
Artykuł w całości za: niewygodne.info.pl