Zakład Ubezpieczeń Społecznych potwierdził, że w ciągu najbliższych 5 lat ściągane od pracujących składki na ubezpieczenia społeczne nie pokryją zapotrzebowania na wypłatę bieżących rent i emerytur. Przy założeniu, że polska gospodarka będzie miała się całkiem dobrze, zabraknie na ten cel aż 250 mld zł. W wersji pesymistycznej (kryzys gospodarczy, wzrost bezrobocia itp.) deficyt może urosnąć nawet 400 mld zł! Brakujące do bieżącego regulowania świadczeń kwoty będą musieli pokryć podatnicy do spółki z… zagranicznymi wierzycielami.
Polska może upaść nie z powodu niespodziewanego ataku militarnego nieprzyjaciela, serii wielkich katastrof naturalnych czy innych biblijnych plag. Polska może upaść z powodu niewyobrażalnego ciężaru obowiązków finansowych wobec rosnącej rzeszy emerytów oraz zagranicznych wierzycieli. Fakty są takie, że napór demograficznego tsunami (z roku na rok rośnie liczba emerytów, a maleje liczba czynnych zawodowo) nie przyczyni się do bankructwa ZUS-u. Kosztem usług świadczonych przez państwo wobec czynnych zawodowo podatników, emeryci i renciści będą otrzymywali swoje świadczenia terminowo i w odpowiedniej wysokości. Pieniędzy może jednak zabraknąć na takie obszary jak obrona narodowa, inwestycje, służba zdrowia czy szkolnictwo. Aby wiązać koniec z końcem trzeba będzie pożyczać za granicą coraz więcej pieniędzy. To jednak kosztuje, a na obsługę jeszcze wyższego niż obecnie długu nas po prostu nie stać.
Czy proces ten można jeszcze zatrzymać? Przy sprzyjających okolicznościach i z „Bożą pomocą” być może jest to możliwe. Warunkiem koniecznym okazuje się być jednak pozostawienie wieku emerytalnego na „tuskowym” poziomie (67. rok życia), likwidacja sektorowych przywilejów emerytalnych oraz otwarcie granic naszego kraju dla imigrantów ze Wschodu (Ukraina, Białoruś). Czy polska klasa polityczna jest na to gotowa?
Źródło: http://niewygodne.info.pl