Wynegocjowany przez Tuska i Pawlaka kontrakt jamalski pomiędzy PGNiG, a rosyjskim Gazpromem kończy się w 2022 roku. Jeśli polski rząd rzeczywiście chce uniezależnić się od dostaw z Rosji, to ma bardzo mało czasu na realizację Baltic Pipe, czyli duńsko-polskiego gazociągu na dnie Bałtyku, który mógłby doprowadzić do naszego kraju gaz z norweskich szelfów. Każde opóźnienie (spowodowane np. protestami ekologów o niejasnych źródłach finansowania) będzie oczywiście na rękę Gazpromowi. Gra toczy się o miliardy dolarów, więc wszystkie ciosy dozwolone.
Przypomnijmy – Baltic Pipe to strategiczny projekt infrastrukturalny mający na celu utworzenie nowego korytarza dostaw gazu na europejskim rynku. Gazociąg ma biegnąc po dnie Bałtyku i połączyć polski system przesyłowy z duńskim, a przez to także z gazociągiem Skanled, który transportuje do Europy Zachodniej gaz ziemny ze złóż norweskich (19 koncesji na tamtejszym szelfie należy do PGNiG). Planowana przepustowość tego gazociągu ma wynieść 10 mld m3, co w praktyce powinno wystarczyć do zapewnienia Polsce całkowitej niezależności od dostaw gazu z kierunku wschodniego.
Tak wygląda dewastacja Puszczy Białowieskiej. Oto dlaczego ekolodzy i eurokraci nie mają racji
Wynegocjowany w 2010 roku przez Waldemara Pawlaka za zgodą Donalda Tuska kontrakt Jamalski gwarantował kontrolowanemu przez Kreml Gazpromowi gigantyczne zyski. Polska, do czasu wybudowania gazoportu LNG w Świnoujściu, była zmuszona kupować od Rosjan praktycznie najdroższy gaz w Europie. Szacuje się, że obecnie płacimy rocznie Gazpromowi około 4 miliardów dolarów za sprowadzane do Polski błękitne paliwo. Były jednak lata (2011 – 2012), kiedy kwota ta (z uwagi na stosowane przez Rosjan znacznie wyższe stawki niż obecnie) oscylowała w granicach 6 miliardów dolarów.
Wybudowanie Baltic Pipe w terminie (tj. do 2022 roku) spowoduje, że nasz kraj będzie mógł całkowicie zrezygnować z drogich dostaw z kierunku wschodniego na rzecz gazu sprowadzanego z szelfów norweskich na Morzu Północnym. Aby zdążyć na czas zostały tylko 4 lata. To bardzo mało, jeśli chodzi o tak strategiczne, wymagające wielkiego wysiłku oraz skoordynowania wielu działań, przedsięwzięcie.
Uwzględniając fakt, iż Baltic Pipe uderzy przede wszystkim w dochody rosyjskiego Gazpromu, wcale nie zdziwiłbym się, gdyby nagle po Bałtyku zaczęły kursować łodzie wypełnione ekologami twierdzącymi, że duńsko-polski gazociąg jest „śmiertelnym zagrożeniem dla siedlisk morświna” i nie może być ułożony według pierwotnego planu. Każda, nawet kilkumiesięczna „obsuwa” w terminie oddania do użytku tej inwestycji, może się przyczynić do tego, iż polski PGNiG w 2022 roku będzie „skazany” na zawarcie kosztującego gigantyczne pieniądze aneksu do kontraktu jamalskiego, który przedłuży dostawy rosyjskiego gazu do Polski na np. kolejne 2 lata. Wówczas jednak musimy być gotowi na dopłacenie Rosjanom „specjalnej marży”, która w skali roku może wynieść dodatkowy miliard dolarów.