Hermes idzie przez świat. Spotyka psa.
– Jestem bogiem – przedstawia się grzecznie Hermes. Pies wącha
jego nogi.
– Czują się samotny. Ludzie zdradzają bogów. Ale zwierzęta
nieświadome i śmiertelne, oto czego pożądamy. Wieczorem po
całodziennej wędrówce usiądziemy pod dębem. Powiem ci wtedy,
że czują się stary i chcą umrzeć. To będzie kłamstwo potrzebne,
abyś lizał moje ręce.
– Owszem – odpowiada niedbale pies – będę lizał twoje ręce. Są
chłodne i mają dziwny zapach.
Idę, idę. Spotykają gwiazdę.
– Jestem Hermes – mówi bóg – i wydobywa jedną ze swych
najpiękniejszych twarzy. – Czy nie chciałabyś pójść z nami na
koniec świata? Postaram się, aby tam było przeraźliwie i abyś
musiała oprzeć głowę na moim ramieniu.
– Dobrze – mówi szklanym głosem gwiazda. Wszystko mi jedno,
dokąd idę. A z tym końcem 'świata to naiwność. Niestety nie ma
końca świata.
Idę. Idę. Pies, Hermes i gwiazda. Trzymają się za ręce. Hermes
myśli, że gdyby drugi raz wyruszał szukać przyjaciół, nie byłby taki szczery.