Kilka dni temu na jaw wyszło zamiłowanie niektórych sędziów Sądu Najwyższego do organizowania sobie zagranicznych podróży służbowych w co odleglejsze regiony świata. Kierunki takie jak Tajlandia, Korea Południowa czy Chiny mogą z pewnością wzbudzać pewne wątpliwości o zasadność takich podróży. A co z posłami? Okazuje się, że nie są wiele gorsi. Nasi parlamentarzyści latali w 2016 r. do Australii, Meksyku, Chin, Kenii czy Tanzanii. Najbardziej szokująca była jednak podróż 15 posłów do Turcji, aby wziąć udział w “międzyparlamentarnym meczu piłki nożnej”.
Zgodnie z danymi Kancelarii Sejmu w 2016 roku nasi posłowie odbyli łącznie 680 zagranicznych delegacji. Kosztowały one w sumie blisko 3 mln zł. Poseł posłowi nie równy. Jest całkiem spora grupa parlamentarzystów, którzy w ubiegłym roku nigdzie nie latali za nasze pieniądze. Są też i tacy, którzy zaliczyli kilka podróżny na dość egzotycznych kierunkach.
Tak jak w przypadku sędziów Sądu Najwyższego, tak i w przypadku posłów pojawiła się delegacja do Korei Południowej (2 posłów) czy Chin (łącznie 13 posłów). Nasi posłowie odwiedzali również USA (łącznie 26 podróży w tym kierunku), Austrialię, Meksyk, Kenię czy nawet egzotyczną Tanzanię.
Kopanie w gałę za hajs podatnika
Osobiście najbardziej mnie zszokowała podróż parlamentarnej drużyny piłkarskiej, czyli grupy 15 posłów (chyba ze wszystkich partii politycznych) do Antalya w południowej Turcji, aby wziąć udział w “międzyparlamentarnym meczu piłki nożnej”. Koszt tej wycieczki to blisko 60 tys. zł. Oczywiście za wszystko zapłacili polscy podatnicy.
Ładowanie…