Polityka historyczna nigdy nie była mocną stroną ekipy Platformy Obywatelskiej. Dał temu wyraz Bronisław Komorowski, który w 2011 roku stwierdził, że „Naród musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą [Holocaustu]”. Naród!? Rozumiem, gdyby Komorowski stwierdził tak w kontekście poszczególnych jednostek, ale sformułowanie „naród” jest zdecydowanym nadużyciem, bowiem sugeruje jakoby wszyscy Polacy organizowali obozy zagłady, gazowali i zabijali Żydów, choć w rzeczywistości było zupełnie inaczej.
Doradcy Komorowskiego – Tadeusz Mazowiecki i Tomasz Nałęcz – chętnie brali udział w uroczystościach żałobnych z okazji 70. rocznicy zbrodni w Jedwabnem. W liście odczytanym przez Mazowieckiego, prezydent przyznał, że „Naród musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą [Holocaustu]”.
W kontekście powyższej historii warto podkreślić, że Polska po 1989 roku, a szczególnie w okresie rządów SLD oraz PO-PSL, nie potrafiła skutecznie opowiedzieć światu swojej historii. Nie potrafiła zarządzać swoją przeszłością dla osiągnięcia własnych, bieżących celów – choćby dla stworzenia poczucia jedności i godności narodu. Pozwoliliśmy, aby inni w sposób dowolny rysowali naszą historię, zgodnie z fundamentalną w tym przypadku zasadą, że niedopilnowane mity i narracje zostają w końcu przejmowane. W ten sposób rozpowszechniła się zbitka o „polskich obozach śmierci” czy o „polskim współudziale w Holocauście”. Należy podkreślić, że w materii polityki historycznej nie można pozwolić sobie na uległość czy wątpliwe kompromisy. Oddanie pola w tej kwestii jest równoznaczne z wyzbyciem się ducha narodu i to na własne życzenie. Niestety to właśnie wydaje się robić obecna ekipa rządowa, a słowa prezydenta RP mówiącego o „narodzie sprawców” wydają się być jedynie tego potwierdzeniem.
Newsweek twierdzi, że istniały „polskie obozy koncentracyjne”!