Wiersz Mariana Hemara: Ballada freudowska
Prosta sosna wyrosła, prosta sosna zielona,
W dole miała korzenie, w górze miała ramiona.
Dołem w ziemię wrastała, górą rosła w chmury,
Jakby ziemia tą sosną krzyczała do góry,
Jakby ziemia dawała niebu salut wysoki,
Jakby chciała za kudły chwytać młode obłoki
Mocną ręką wysoką, mocną dłonią zieloną,
Żywicą woniejącą, nad gęstwinę wzniesioną.
Tak rosła drzew dziewanna, tak chwiała się sosna
Leśna panna i świerków narzeczona radosna –
Jesień sosnę wydała, las zazdrosny ją zdradził
I ludzie ścięli sosnę, którą wiatr zasadził
I wydarli ją z ziemi, powlekli po grodzie,
Zaciekli, zaziajani, zadyszani ludzie.
Tam gdzie sosna wyrosła, już las nie wyrasta.
Wyrosło rozpalone kamienisko miasta.
Strop nieba uciekł w górę, ponad ognie piekła.
Przywalona, przybita, pod brok ziemia uciekła.
Krzykiem syren, ogniami, gorączką zawiłą
Ziemia niebu groziła, niebo ziemi groziło.
W dzień się ziemi wyparli, w nocy nieba wyrzekli
Czarni ludzi, zdyszani, zaziajani, zaciekli –
Chcieli wieżę zbudować, wznieść kamienne bary
Nad wszystkie wysokości, ponad wszystkie miary.
Wbili pierwszy belk w ziemię, pierwszego dnia wiosny,
Długi pal, prosty, biały. Pień zwalonej sosny.
Wbili w bruk, jakby w środek umarłego łona –
W to miejsce, skąd wyrosła ongiś sosna zielona.
O smutne przywitanie! Spotkanie żałosne!
Poznała sosna ziemię – matka ziemia sosnę.
Domacał się pień ślepy, zheblowany, gładki,
Zapomnianej pieszczoty zapomnianej matki.
Na drugi dzień płakali, krzyczeli o cudzie
Zaciekli, zaziajani, zadyszani ludzie,
Bo ujrzeli, że w nocy, przez bruk, poprzez kamienie,
Nagi pień w martwą ziemię zapuścił korzenie.
(napisane dla p. Dory Kalinówny)
Zapraszam do działu: Marian Hemar