Wiersz Mariana Hemara: Do generała
Do ostatniego mężczyzny! –
Do ostatniej kobiety! –
Miałeś bronić Ojczyzny.
Miałeś bronić Warszawy –
Generale!
Już twe kukułcze portrety
W jutrzejszej jaśniały chwale,
Chrypło radio od, twej przyszłej sławy,
Jak koguty piały ci gazety,
Że do ostatniej kobiety!
Do ostatniego mężczyzny! –
O, spadkobierco buławy…
O polska tragedio plew
Które ziarnami łudzą,
Jak łatwo powiedzieć „krew
Gdy chodzi o cudzą.
Jak łatwo przywołać śmierć
Gdy chodLi o życia
Owych mężczyzn ostatnich,
Owych kobiet ostatnich,
Którym pan dał słowo bez pokrycia.
Wicher targa rumuńską nocą.
Próżno oczy i uszy zakryjesz –
Te upiory do okien łomocą –
Generale! My polegli. Ty żyjesz?
Niech pan oczy i uszy zasłoni,
Niech pan w oknach zaciągnie firanki,
Bo tam stoją żołnierze bez broni.
Tak jak wyszli na niemieckie tanki.
Bo tam stoi tłum rozgotyczony,
Który panu dawał, z gorzkiej biedy
Grosz ostatni – na „Fundusz obrony”…
Ciała liche – na „żywe torpedy”.
Bo tam stoją warszawscy cywile,
Którzy z szarej warszawskiej ulicy
Uczynili polskie Termopile,
Gdy pan uniósł głowę ze stolicy.
Wiosna w okna jak ptak czarny bije.
Któż to płacze opodal w alkowie?
Niech pan uszy i oczy zakryje.
Co pan nocnym upiorom odpowie?
Oni panu wierzyli. Jak jeszcze
Nigdy w polskich nie umieli dziejach.
Pan te krzyki pamięta? Te dreszcze
Uniesienia? Te kwiaty w Alejach?
Jakby chcieli naraz – w jednej chwili
Silni, zwarci, cudowni, gotowi –
Panu oddać to wszystko, co byli
Umarłemu winni Marszałkowi.
Jakby naraz, w jednym serca wstrząsie,
Panu chcieli hojnie, tysiąckrotnie,
Wynagrodzić to wszystko, czym On się
Gryzł po nocach, gorzko i samotnie.
Na to w polsce stulecia czekały,
Wieki w Polsce modliły się o to,
Żeby naród stał za wodzem – cały
Wiarą, zgodą, natchnieniem, ochotą!
To był taki kapitał niezmierny
Przyszłej mocy. A pan go roztrwonił.
Sąd nad panem? – Boże miłosierny!
Głowa pańska? – Głowę pan obronił.
Pułki pańskie tak, czy owak zbrojne?
Plany tajne, które pan gotował? –
Ach, pan przegrał coś więcej niż wojnę.
I coś więcej, niż wojsko – zmarnował.
Kiedy pan przejeżdżał granicę –
Po raz wtóry tej nocy, kulawy
Staruszek, jenerał Sowiński,
Padł na Woli, broniąc Warszawy.
Gdy przed panem, na rumuńskim moście
Strażnik szlaban szeroko otworzył,
Po raz wtóry w tę noc, siwą głowę
Pod Cecorą Żółkiewski położył.
W deszcz wrześniowy nagle powiało
Gorzkim majem płaczącym w niemocy.
To chmurny Marszałek Piłsudski
Po raz wtóry umarł tej nocy.
Marzec 1940
Zapraszam do działu: Marian Hemar