Wiersz: Maszeruję, myślę, idę
11.11.11.
Rano, wieczorem, we dnie i w nocy,
gdy jasno, ciemno, słońce świeci i półmrok nastaje,
spaceruję dookoła Polski, maszeruję, myślę, idę,
na alei z wierzbami płaczącymi w Szopena muzyki zasłuchaniu,
spotykam moich rodaków,
od gór do morza, od wschodu do zachodu, od Gdańska po Kraków,
jedni idą w swym wędrowaniu w wybranym przeze mnie kierunku,
inni zmierzają w przeciwną stronę, mijamy się,
co nie świadczy o wzajemnym braku szacunku,
czy też nie sugeruje odmienności naszych poglądów politycznych,
nie jest także przyczyną i obrazem nie istniejącej wojny religijnej,
oto maszerujemy, myślimy, idziemy…,
ci, którzy poruszają się zgodnie z ruchem wskazówek zegara,
nie muszą być dobrzy, obowiązkowi i punktualni,
podobnie maszerujący,
niezgodnie z zasadą ruchu czasomierza, nie muszą być źli, ni idealni,
nie są skundloną watahą i nie są anormalni,
wszyscy jesteśmy w niepodległym nikomu i niczemu marszu tacy sami,
i rozum namawia i wszystko nam mówi, że warto rozmawiać. Trzeba!
Czas ucieka a my wszyscy zmierzamy w marszu tam gdzie wieczność czeka,
szczególnie, gdy zmrok zniewolenia na ziemi polskiej zapada i szczekają bojowe psy.
Autor: Lech Galicki
Powróć na stronę: Lech Galicki.