Wiersz Mariana Hemara: Nierozsądne wychowanie
W domu bili mnie za młodu,
Że nie miałem samochodu.
Krzyczeli na mnie: idioto,
Dlaczego chodzisz piechotą?!
Bił mnie ojciec, łając: synu,
Znów masz krawat nie z Londynu!
Z pogardą patrzała mama,
Że nie z „Old England” pyjama.
Stryjek bijał mnie wieczorem,
Żem jadł bliny nie z kawiorem.
Wujek znowu bił mi pyski,
Gdym pił piwo, a nie whisky.
Babcia mi wsypała baty,
Żem z Wieniawą nie był na ty,
Straszna była w domu scena,
Żem raz pił Winkelhausena.
Biła ciotka, choć anielska,
Gdy garnitur miałem z Bielska.
Wymyślali od endeków,
Gdym opuścił jour u Becków.
Pradziad się obrócił w gróbie,
Kiedym w bridża grał nie w klubie.
Tłukli, tłukli. Bili, bili,
Aż na swojem postawili.
*
A ja tylko to jedno mam w głowie –
Patrzę w ogień na weneckim kominku –
Żebym teraz, w tej chwili – we Lwowie
Siedział sobie, siedział sobie w szynku.
I pił wódkę (po cholerę mi wino?) –
Och, jak miło marzeniem się łudzić!
– Żebym siedział z jaką zwykłą dziewczyną,
Żebym umiał się z taką nie nudzić.
Mdlą mnie w gardle antrykoty, bryzole –
Mnie kiełbasy! Sera i salami!
Chrzanu, chrzanu! I łokcie na stole!!
I palcami! Palcami! Palcami!!
*
A ja marzę od najmłodszych lat
I tak marzyć będę całe życie –
Żeby kiedyś wstać wcześnie, o świcie,
I wyjść z domu, i po prostu – w świat.
Gdzieś za Łomżę, pod Jasło, za Brześć,
Gdzieś nad Bugiem, pod Kowlem, przez Żabie
Tylko wlec się i włóczyć, i leźć
W ranków szkło i w wieczorów jedwabie.
Gdzieś po błocie, między brzozy, w piasku,
Drogą, lasem, nad rzeką – po świecie,
W spiece, w deszczu, i w mroku, i w blasku,
Z kijem w ręku i z plecakiem na grzbiecie.
*
A w plecaku – – – – – – – – –
W plecak się nie zmieści.
Trza by kufra….
A kufer na auto?…
Po tych drogach nie przejedzie.
O boleści!
– No to szosą do Radomia na obiad.
*
Jest człowieka zniszczyć w stanie
Nierozsądne wychowanie.
Zapraszam do działu: Marian Hemar