Wiersz Mariana Hemara: Strofy lwowskie
Jeden zapomniał –
Trudno się jemu
Dziwić, jest młody.
Nim się przeszłości
Nachłonął, już się
Odwrócił od niej.
Drugi zapomniał –
Sam sobie przyznał,
Że dla wygody.
Byłby pamiętał,
Ale zapomnieć
Było wygodniej.
Trzeci zapomniał –
Trosk miał za dużo,
Dolę tak podłą.
Czwarty zapomniał,
Bo mu się w życiu
Za dobrze wiodło.
Piąty zapomniał –
GdzieŚ się zakopał
Na farmie, w Walii.
Szósty zangliczał –
Mówi się „sorry”,
Idzie się dalej.
Jeden po drugim,
Trudno się dziwić,
Pozapominali.
Siódmy, niech tylko
Trochę wypije,
Już – kuma dryja!
I „w dzień deszczowy!”
I „Bernardyński
Plac w nocy mija!”
I w ten cylinder
Paf! Rozczulony,
Że Teliczkowa!
Już się pakuje!
Siada na pociąg!
Wraca do Lwowa!
I już się śmieje,
I już mu dobrze,
Już się weseli!
A on najgorzej
Zapomniał, z wszystkich
Co zapomnieli.
*
My jesteśmy z polskiej Florencji.
Z miasta siedmiu
pagórków fiesolskich,
Z miasta muzyki, inteligencji
I najpiękniejszych kobiet polskich.
Z miasta talentów, ideałów,
Temperamentów i błyskawic
I teatru i gwiazd i zapałów
I tej „panoramy Racławic” –
O, śliczny oleodruku!
My jesteśmy z miasta poezji
Co się u nas rodziła na hruku,
Jakhy kamień się zmieniał
W natchnienie,
A natchnienie wsiąkało w kamienie
I pomnikiem
W sercu miasta stoi.
My jesteśmy z tej jedynej Troi,
Z tej jedynej na cały świat,
Którą kiedyś, w śmiertelnej potrLebie,
Hektor
zdołał przed wrogiem obronić,
A miał wtedy
Piętnaście lat.
A był wtedy w gimnazjalnym mundurku,
W surducinie ulicznego baciarza,
A miał wtedy piętnaście lat
Gdy w kul hzyku i w franatów huku
Na kamieniu się urodził,
Na bruku,
I na kamień swą śmiercią się kładł.
Ale miasto ohronił swoje,
Ale swoją ocalił Troję,
A miał wtedy piętnaście lat.
*
Śmierć na obczyźnie nas wymiata
Jak pajęczyny w kącie.
Coraz nas mniej z naszego świata
Co się oddala i odlata
I tylko po nim dzwony dzwońcie.
Coraz tu ktoś upada obok.
Coraz topnieją nasze rzędy
I dawniej słychać krzyk komendy
„Szlusuj!”
I ścieśnia się czworobok
I zamykają się szeregi,
Bez przyjaciela,
Bez kolegi.
Nasz front,
Na wszystkich świata mapach
Tą samą wykreślony kreską.
Ale pośrodku czworoboku
Jeszcze chorągiew wieje w mroku
A na niej krzyż
Z czarno-niebieską
Wstążką i Lew
Na tylnych łapach.
Do czyich rąk ostatni z nas
Odda chorągwi drzewce? Komu
Przekaże, gdy nadejdzie czas,
Aby ją caro niósł do domu?
Gdzie są te ręce, w które my
Oddamy nasze gwiazdy, szańy,
Pieśni, marzenia, struny, hańy,
Przysięgi, krzyże, wiersze,
Lwy?
*
Po wszystkich nocach, światach, ranach,
Po wszystkim żalu i tęsknocie,
Pamiętaj, myśląc o powrocie,
Że wracać trzeba na kolanach.
Ludzie prawują się i kłócą
Z losem co w drodze ich wytraca.
Ludziom się zdarza, że nie wrócą.
Ale ich naród zawsze wraca.
Po wszystkich dolach i odmianach,
Ucieczka kończy się powrotem.
Synu,
pamiętaj tylko o tem,
Że miłość wraca na kolanach.
Zapraszam do działu: Marian Hemar