Wiersz Mariana Hemara: Strzelec i generał
W historii, którą powiem
Nie ma ani śladu
Morału, czy kawału,
Lub jakiegoś przykładu,
Puenty, lub nauki,
Lub jakiejś alegorii –
zdarzyła się. To wszystko.
To cały sens tej historii.
*
Stał raz na warcie strzelec
I przed siebie spozierał
I zobaczył znienacka
Że idzie pan generał.
Bronią siepnął z ramienia,
Wyprężony jak lina
Spojrzał na prawo – zastygł.
Już nie człowiek – maszyna.
Pan generał, idący
Zamyślonym krokiem,
Oddał ukłon, wzrok podniósł
I musnął strzelca wzrokiem.
Na chwilę – która krócej
Niż ten opis trwała –
spotkały się spojrzenia
Strzelca i generała.
Oczy rangi najwyższej,
Wojskowego Jehowy –
z oczyma pierwotniaka,
Ameby wojskowej,
Spirochety z cenzusem –
Brak mi określenia,
Aby oddać znikomość
Strzeleckiego spojrzenia.
Już generał odbieżał –
Jak obłok po niebie –
A strzelec stał, i z wolna
Przychodził do siebie. –
I myślał – machinalnie –
Psiakość… w wojsku całem
Najtrudniej jest być strzelcem.
Najłatwiej generałem.
Generałowi dobrze.
Nie ma nad nim przymusu.
Nikt mu nagle, z kaprysu
Nie wypruje cenzusu.
Jak chodzi – to spacerem…
Jak go sen rano kusi,
To śpi. Jak chce, to wstanie
O piątej – ale nie musi.
Nie śni mu się, że w lufie
Czarnej mazi skorupa.
Nie pachnie mu w menażce
Przedwczorajsza zupa.
Nikt przed nim o dziesiątej
Nie zamyka Naafi…
Kiedy chce na strzelnicy
Postrzelać – zawsze trafi…
Wszystko dokoła niego
I pod nim przewidziane
Z góry, regulaminem.
Wszystko już wykonane.
I gdzie skinie, gdzie spojrzy,
Gdzie obróci głowę –
Zanim usta otworzy –
Wszystko już gotowe.
Już wszystko wykonali
Dowódcy kompanii,
Szefowie zachrypnięci,
Strzelcy zaganiani.
A on – czasem się zjawia
W poświacie uwielbienia,
Uśmiechów sympatycznych,
Nabożnego skupienia,
A on już z tak wysoka,
Z tak daleka, z tak sroga,
Że jest już transpozycją
Właściwie – Pana Boga:
Świat już jest, ludzie, gwiazdy,
Fizyka, grzech i cnota
I wszystko już się samo
Toczy, wikła i miota
Na prawach grawitacji,
Regulaminem chemii,
Energii i entropii
Na niebie i na ziemi
A ON – gdzieś tak daleko,
Że już co głupszy mniema,
Że właściwie w ogóle
Nie wiedzieć – jest, czy go nie ma?
Ach, myślał sobie strzelec
W nagłym zrywie zuchwałym –
Ile lat życia dałbym,
Żeby być generałem! –
– W tej chwili pan generał
Obejrzał się – jakoś skośno –
Strzelec struchlał, jak gdyby
Myślał był nazbyt głośno.
Myślenie zdało mu się
Nagle czymś tak dziecinnym,
Że przestał myśleć o tym
I zaczął o czymś innym.
——————
Pan generał, musnąwszy
Strzelca wzroku przelotem,
Szedł dalej i też myślał,
(Nic nie wiedząc o tem) –
Bezwiednie myślał sobie:
Psiakość… w wojsku całem
Najłatwiej być tym strzelcem.
Najtrudniej generałem.
Jakże jest łatwo w życiu
Mieć coś do zrobienia,
Do czego nie trza zaraz
Głowy, serca, sumienia…
Coś, co można wykonać –
Nogami, ręką, dłonią,
Chwytem już wyuczonym,
Sprzętem, narzędziem, bronią
I wiedzieć, że to potrwa
Kwadrans, dobę, godzinę –
A innym zostawić troskę
O sens, o cel, o przyczynę…
A innym zostawić udręki
Zwątpień, wrażeń, niemocy,
Wahania, rozmyśliwania
W mroku bezsennej nocy…
Jak to łatwo – czyjegoś
Móc posłuchać rozkazu,
„Tak jest!” – krzyknąć i zrobić.
I pozbyć się od razu.
A za swoje pomyłki,
Za błąd byle jaki –
Jak tanio: móc zapłacić
Kilkoma dniami paki.
I zamknąć całą troskę
O sens żołnierskiego czynu
W tej warcie, w marszu, w mustrze,
W czyszczeniu karabinu.
A kiedy do ataku
Ławą trza biec szeroką,
Gdy żołnierz jest ze swą śmiercią
Sam na sam, oko w oko –
Jak łatwo ryzykować
Swoje życie. Nic więcej.
Nie być tym, co prowadzi
Tysiąc żyć, sto tysięcy,
Zaś w sercu tysiąckrotny –
Strach tłucze się głęboko,
Dlatego, że nie o siebie –
Że z Polską oko w oko.
Cóż bym dał dzisiaj za to,
Jaką bym poniósł ofiarę,
By mieć – pomyślał generał –
Tych lat dwadzieścia parę
I zamienić otoki,
Gwiazdy, szlify, lampasy
Na ten pas i karabin
I móc strzelać w obcasy,
I być tym ślicznym strzelcem
Na warcie o mój Boże –
Przed którym jeszcze wszystko
Jest, co w wojsku być może:
Szarże, rangi, buławy,
Triumfów co niemiarę –
Bo ma lat osiemnaście,
Dwadzieścia, dwadzieścia parę –
Gdybyż dziś być tym strzelcem!…”
I myśl taka dziwna
Nagle generałowi
Zdała się tak naiwna,
I tak rzewnie zuchwała –
Że właśnie wtedy, tak skośno
Obejrzał się – jak gdyby
Myślał był nazbyt głośno
I rzuciwszy za siebie
Tym spojrzeniem niewinnym
Przestał już myśleć o tym
I zaczął o czymś innym.
Oto cała historia.
Nie było w niej śladu
Kawału, czy morału,
Nauki, czy przykładu.
Nawet nie wiem w ogóle –
Mogę to przyznać teraz –
Czy się kiedy zdarzyła?
Przypuszczam, że nie raz.
1942
Zapraszam do działu: Marian Hemar