Wiersz Mariana Hemara: To już dwudziesta rocznica
Rocznica
Konferencji jałtańskiej.
To wtedy umierający
Prezydent amerykański
Co był już tylko cieniem
Swej mocy, chwały i wiedzy
I pióro jemu w ręku
Wodzili sowieccy szpiedzy,
A on wychudły i zgasły
Siedział wśród sowieciarzy
I już miał pustkę w głowie
I już miał śmierć na twarzy –
A z nim brytyjski premier
Który miał tylko w duszy
jeden strach, jedną grozę,
Ze się w ka wałki kruszy
Imperium wyniszczone
Daremnym wojennym trudem,
Że skarb ma pusty i w długach,
Że Londyn w gruzach, że cudem
Jeszcze się wszystko nie wali,
Jeszcze się kupy trzyma,
Ale już trzeszczy, co tylko
Jedno miał przed oczyma,
Że Indie, że Australia –
Że Afryka Południowa –
Że deficyt – że Suez –
Gdzie spojrzeć, pęka głowa
I w oczach się rozłażą
Szwy odwiecznego ustroju,
O tym myślał, o niczym
Innym – w takim nastroju
Oni dwaj, wtedy, w Jałcie
Usiedli do pokera.
A za partnera mieli
Zawodowego szulera.
A on był trzeźwy i krzepki
I zimny, jak z kamienia,
I wszystko miał do wygrania
A nie miał nic do stracenia,
Bo jakby nawet przegrał,
To też nic by nie stracił,
Bo by go na kolanach
Błagali, by im nie płacił,
Ale wiedział, że wygra
Bez żadnej awantury,
A oni mu, jeden z drugim,
Na siłę zapłacą, z góry.
Grał z nimi w znaczone karty,
Na pewniaka, bez lęku,
Zanim się odezwali,
Wiedział, co który ma w ręku,
A oni nie wiedzieli,
Że on nic w ręku nie ma,
Że bluffuje ich „streetem”,
Albo parkami dwiema,
Że ich w pole wywodzi,
Że ich w kółko tumani,
A z tyłu za nimi stali
Jego kibice szczwani
I umówione sygnały
Mrugali do szachraja.
A on, patrzcie, fIluje
I już stawki podwaja
I tylko się na dwie strony
Uśmiecha jak bazyliszek
I zagarnia te fiszki.
A Polska jest jedną z fiszek.
A jedną fiszką zieloną
Co się na stole mieni
Jest Lwów. Patrzcie! Przegrali.
Schował ją do kieszeni.
A jedną fiszką zieloną
Na zielonym stoliku
Jest Wilno. Patrzcie! Przegrali.
I nie ma o to krzyku.
Grają jak dżentelmeni,
Towarzysko niedbali.
A jedną fiszką żółtą
Jest Borysław – przegrali!
A jedna fiszka, która
Na suknie różowieje,
To polskie zaufanie,
To są polskie nadzieje,
To ofiara co jeszcze
W zgliszczach Warszawy się pali
I w nozdrzach świata wierci
Dymem – patrzcie! – przegrali.
A ten Stalin, faktycznie,
Gra jak w natchnionym widzie,
Wprost nie do uwierzenia,
Jak jemu karta idzie!
A teraz kupka fiszek –
Kupka wszystkich wolności,
Wolność od strachu, wolność
Pogardy i miłości,
Wolność prawa i słowa
I wiary i sumienia
I wyborów do sejmu
I samostanowienia,
Wolność od obcych wpływów
I własnych zdrajców-kanalii,
I narzuconych rządów –
Patrzcie! – znowu przegrali.
A ta fiszka – to Karta
Atlantyckiemu słowu
Powierzona na morzu –
Patrzcie – przegrali znowu!
Karta, kiedy się uprze,
Zawsze jednemu wali,
Krymski świt świecił w oknach,
Gdy od stolika wstali.
Wiatr w kolorowych flagach
Igrał w morskiej przystani.
Oni grali w pokera,
A my gorzko przegrani.
Nie ma już dziś żadnego
Z tej jałtańskiej partyjki.
Zabrali z sobą do grobu
Swe bluffy, licytacyjki,
Umizgi i uśmieszki,
Niedopite kieliszki,
Niedopalone cygara
I brudne karty i fiszki.
Zostawili po sobie
Pamięć nieszczęsnej zimy
I przegraną, za którą
My wciąż jeszcze płacimy
I będziemy dopóty
Płacili, za cudzą winę,
Aż nam historia kiedyś,
Ziści marzenie jedyne,
Spełni jedyną prośbę,
jedyne życzenie, które
Brzmi tak: Jeżeli kiedyś
Grać przyjdzie o własną skórę,
Jeżeli my będziemy
W grze stawką nie na zabawkę,
Abyśmy mogli wtedy
Sami grać o tę stawkę.
Grać sami o własną skórę,
Gdy w nią ugryzie giez nas,
A nie, jak w Jałcie, by obcy
Znów grali o nas – bez nas.
Zapraszam do działu: Marian Hemar